Da się żyć z produkcji wina w Polsce?
To, że sprzedajemy polskie wina nie znaczy, że z tego żyjemy. Proces zakładania profesjonalnej winnicy jest długi i kosztowny. Wiadomo, że zysku można oczekiwać dopiero po latach. Samo założenie winnicy, nie licząc zakupu ziemi, to wydatek ok. 80–100 tys. złotych na każdy hektar. To koszt sadzonek, budowy rusztowań, przygotowanie gleby. Później przez trzy lata trzeba plantację utrzymywać. Dopiero po tym czasie zbieramy pierwsze winogrona, po kolejnym mamy pierwsze wino. Czyli pierwsze pieniądze ze sprzedaży wina widzimy po 4 latach. Sama uprawa winorośli jest działalnością rolniczą, jak każda inna, a po zbiorze owoców zaczyna się działalność nowa – produkcja spożywcza. Czyli oprócz maszyn do upraw potrzebny jest jeszcze sprzęt do przetwórstwa, a to znów niemałe środki finansowe. W efekcie pierwszy zysk, już nieobciążony kredytami, pojawia się po 10–15 latach. Krótko mówiąc winiarstwo w Polsce nie jest biznesem dla tych, którzy go założyli, ale dla tych, którzy będą przejmować pałeczkę w tej produkcji. Dokładnie tak samo, jak dzieje się to w Europie czy na świecie.
Czyli początek, to kosztowne hobby, które może przekształcić się w biznes po dużych inwestycjach?
Rzeczywiście tak jest. W Unii Europejskiej istnieje system pomocy finansowej dla winiarzy, którzy mogą korzystać z różnych instrumentów, są także dotacje na prace badawcze. W Polsce takich mechanizmów nie ma i radzimy sobie sami. Nie pomaga też państwo w polityce gospodarowania gruntami. 90 proc. polskich winiarzy to nie rolnicy, którzy mają swoją ziemię, ale ludzie prowadzący zupełnie inną działalność – lekarze, urzędnicy, prawnicy, którzy kupili ziemię, założyli winnicę i potraktowali to jako hobby, a w pewnym momencie przekształcili ją w biznes. Teraz państwo zaostrzyło warunki sprzedaży ziemi. Nie mogą już jej kupić osoby, które nie są rolnikami bądź nie pochodzą z danej gminy. A terenów na winnice jest coraz mniej. Tam, gdzie znajdowały się one przed wojną, są już zajęte przez osiedla i zakłady przemysłowe. Również przepisy fiskalne w Polsce są znacznie mniej korzystne niż w innych krajach UE. W większości krajów Unii Europejskiej nie ma akcyzy i wysokiego VAT na wino, najczęściej jest to „produkt spożywczy". Nie ma tam obostrzeń w postaci ustawy o wychowaniu w trzeźwości ograniczającej reklamę i sprzedaż wina. Polski winiarz ma „pod górkę" nie tylko dlatego, że krzewy najlepiej rosną na zboczach, ale i z powodu określonego stosunku państwa do tej branży.