Pracownicy zlikwidowanych kopalń w Zabrzu i Suszcu proszą ministra energii o zgodę na nieodpłatne przekazanie lub leasing majątku pozwalającego uruchomić zakłady. Obie kopalnie trafiły do Spółki Restrukturyzacji Kopalń jako trwale nierentowne w ramach restrukturyzacji górnictwa prowadzonej przez rząd PiS.
Jednak w ciągu kilku miesięcy sytuacja na rynku diametralnie się zmieniła – nie tylko odbiła się cena tego surowca, ale też na polskim rynku pojawił się gigantyczny deficyt węgla dla energetyki oraz dla odbiorców indywidualnych, nie mówiąc już o dochodowym węglu koksującym. Pojawili się też chętni na przejęcie zamkniętych kopalń. Jako wzór pokazują kopalnię Silesia, którą w 2010 r. poprzedni rząd PO–PSL również spisał na straty, ale zdeterminowani pracownicy zawiązali spółkę i znaleźli czeskiego inwestora. Silesia przetrwała dzięki miliardowej inwestycji, ograniczeniu przywilejów górniczych i zmianie modelu wydobywczego.
Marian Pawlas, wójt 10-tys. Suszca, czeka na inwestora. – Decyzja o likwidacji to był dla nas wstrząs. To nasz największy pracodawca. Ja jako wójt myślę o zabezpieczeniu społecznym moich i okolicznych mieszkańców na lata i pokolenia. Szkody górnicze można naprawić, ale pauperyzacji i emigracji młodych już nie – podkreśla wójt.
Kopalnia Krupiński w Suszcu miała pecha – zamknięto ją tuż przed powrotem koniunktury na węgiel. W marcu tego roku trafiła ona do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Decyzja była kontrowersyjna, bo Krupiński, choć fedrował węgiel energetyczny, ma koncesję na ogromne złoża węgla koksowego – najbardziej poszukiwanego na rynku. Jastrzębska Spółka Węglowa nie miała jednak możliwości, by wyłożyć pieniądze na inwestycje, żeby się do nich dobrać. Pół roku później sytuacja zmieniła się diametralnie – na początku listopada zarejestrowano w sądzie spółkę pracowniczą Polski Zakład Górniczy Krupiński.