Kiedy zaczęła się u pana miłość do dwóch kółek?
To przygoda. Tak, przygodą można nazwać moje pierwsze, poważne i tak decydujące o dalszym moim życiu spotkanie z rowerem, na zawodach międzyszkolnych odbywających się w moim rodzinnym mieście Lubinie. Ależ to była uroczystość i jaki był profesjonalny rower ,,składak”, o pięknobrzmiącej nazwie Czajka, wyścigowo niebieski, szybki i jak się okazało niezawodny.
Wraz z rowerem wywalczyliśmy drugie miejsce i od tego momentu wiedziałem, że to jest to! Ale tak już na poważnie, to ogromny wpływ na dalsze koleje mojego losu, nieprzerwanie związanego z dwoma kółkami do dnia dzisiejszego, mieli trenerzy. Pierwszy trener, cierpliwy o ogromnej wiedzy Henryk Herbeć oraz nietuzinkowy Henryk Wożniak pracujący niekonwencjonalnymi metodami.
Co takiego wyjątkowego rower ma w sobie?
Niejednokrotnie zastanawiałem się, co takiego ma rower w sobie, że można się z nim związać na całe życie. I muszę się przyznać, że dalej poszukuję jednoznacznej odpowiedzi. Mogę tylko nadmienić, że rower jest synonimem wolności, kiedy nam daje możliwość pobyć sam ze sobą, pozwala pozbierać myśli i na wszystko spojrzeć z dystansem, pozwala się nie tylko przemieszczać, ale również podziwiać świat, który jest często na wyciągnięcie ręki, ale jest niezauważany przez szyby samochodu. Pozwala ładować akumulatory i wyzwala energię do dalszego działania. Pozwala trenować i dbać nie tylko o umysł, ale i ciało. Reasumując – ma działanie terapeutyczne.