Było to w czasach, gdy o smogu w kraju zaczynało się coraz więcej mówić, ale ciągle nie zaczęto go mierzyć. Tzn. akurat w Krakowie zaczęto mierzyć, natomiast w innych miastach oraz miasteczkach ciągle nie. Wyszło więc na to, że w Krakowie smog jest (i to duży), a gdzie indziej nie. Tak zostaliśmy smogową stolicą.
Gdy zwyczaj mierzenia poziomu zanieczyszczenia powietrza się rozpowszechnił, okazało się, że nie zasługujemy nie tylko na tytuł smogowej stolicy całego kraju, ale nawet Małopolski. Powinniśmy raczej otrzymać tytuł „Antysmogowego Przodownika", bo w ciągu trzech lat zlikwidowaliśmy pod Wawelem 2/3 lokalnych kotłowni i pieców kaflowych. Ta anegdotka nie jest jedyną groteskową krakowską historią związaną ze smogiem. Jest jeszcze, na przykład, historia tablic smogowych.