Wprowadzane przez kolejne województwa (małopolskie, śląskie, opolskie, dolnośląskie, łódzkie, mazowieckie i wielkopolskie) uchwały antysmogowe pokazują, jak wysoki priorytet nadały lokalne władze walce o czyste powietrze. Nie powinno to dziwić – piece na węgiel posiada wciąż w Polsce ok. 3,5 mln gospodarstw, głównie mniej zamożnych. Wystarczy kilka domów na osiedlu, by przy bezwietrznej pogodzie wytworzył się morderczy smog. Na szczęście wiedza o jego skutkach rośnie, a wraz z nią zainteresowanie pożyczkami i dotacjami na wymianę pieców czy termomodernizację. Efekt? Chętnych jest znacznie więcej niż pieniędzy, co widać m.in. w Opolu, Katowicach czy Rybniku.
A walka z nadmiernie zanieczyszczonym powietrzem jest zajęciem trudnym i kosztownym. – Oprócz kosztów związanych z eliminacją niskiej emisji trzeba także uwzględnić zwiększone koszty opieki zdrowotnej – podkreśla Aneta Jędrzejewska, członek zarządu województwa kujawsko-pomorskiego.
Zdecydowana walka z zanieczyszczonym powietrzem nie wzięła się z mody, ale z kalkulacji. Miasta o wysokich wskaźnikach smogu (głównie na Śląsku i w Małopolsce) zauważają niebezpieczny trend – wyludnienie i związany z nim spadek wartości nieruchomości. Zaniedbania sięgają kilkudziesięciu lat i w opinii samorządów potrzeba miliardów złotych i wielu lat, by uporać się z tym problemem. To największe wyzwanie dla Polski XXI w. Tym większe, że smog nie uznaje granic. Od dawna wskazuje na to Kraków, który doprowadził do uchwalenia uchwały antysmogowej dla regionu.
– Nawet jeśli w Katowicach zlikwidujemy wszystkie źródła niskiej emisji, za które jesteśmy odpowiedzialni, to problem dla katowiczan i tak nie zniknie, ponieważ 56 proc. pyłu w powietrzu nad naszym miastem pochodzi od sąsiadów. Im szybciej wszyscy zrozumiemy, że problem nie jest nasz czy wasz, tym szybciej będziemy mogli poprawić jakość powietrza, którym wszyscy oddychamy – mówi Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Podobne spostrzeżenia ma burmistrz śląskiej Pszczyny, gdzie wskaźniki zanieczyszczenia należą do najwyższych. Pszczyna jest jednak w 90 proc. zgazyfikowana. – Szacujemy, że 60 proc. zanieczyszczeń pochodzi z zewnątrz – mówi Dariusz Skrobol, burmistrz Pszczyny. Do tego ukształtowanie terenu. Pszczyna leży w obniżeniu, co przy bezwietrznej pogodzie powoduje, że smog unosi się nad miastem. Sytuacji nie ułatwia ogromny ruch samochodów. – Każdego dnia po DK1 podróżuje ok. 45 tys. kierowców. Wpływ na stan powietrza ma również niekorzystna róża wiatrów, powodująca naniesienie zanieczyszczeń z terenów Bramy Morawskiej – wylicza Dariusz Skrobol.