Tymczasem zamiast nowej Doliny Krzemowej, zamiast tysięcy działających w najnowocześniejszych branżach startupów, produkcji elektrycznych aut, dronów i latania w kosmos, oferujemy światu dyskusję o naszej nie najświetniejszej historii. Dyskutujemy o II wojnie światowej i latach tużpowojennych, o Peerelu i współpracownikach SB, o kolejnych pomnikach. Chcemy stanąć obok Elona Muska, ale udaje nam się wejść tylko do pokoju kapitana Alfreda Dreyfusa.
Wbrew pozorom ten spór o historię odbywa się nie tylko w Warszawie, nie tylko między Nowogrodzką a Tel Awiwem, Kijowem, Berlinem i Waszyngtonem. Odbywa się także w lokalnej Polsce, ogniskując emocje, a co ważniejsze – społeczną energię.
Przez Hajnówkę przeszedł marsz upamiętniający Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i jego dowódcę Romualda Rajsa „Burego". Nie obyło się bez interwencji policji, która tradycyjnie już mężną piersią broniła narodowców przed agresją mieszkańców podlaskiego miasteczka i Obywateli RP. W tym samym czasie w poznańskim Arsenale pokazywana jest wystawa Małgorzaty Dmitriuk i Leona Tarasiewicza obrazująca wydarzenia z 29 stycznia 1946 roku w Zaleszanach, gdzie oddział „Burego" zamordował – za domniemane popieranie Związku Sowieckiego – 16 osób, wśród nich niemowlę. W Wielkopolsce to wydarzenie jest mało znane, ale na Podlasiu „Bury" i jego historia wywołuje ogromne emocje. Wystawa Dmitriuk i Tarasiewicza przyprawia o dreszcz.
We wsi Izdebnik w gminie Lanckorona w Małopolsce uczniowie postanowili, że patronem ich szkoły zostanie Irena Sendlerowa. Jedna z najważniejszych ikon pomocy udzielanej podczas okupacji Żydom przez Polaków wygrała z tak pomnikowymi postaciami polskiej historii – i z pewnością bardziej przez większość uczniów kojarzonymi – jak Tadeusz Kościuszko i Jan Sobieski. Budujące. Okazuje się jednak, że nie dla wszystkich. Na wybór uczniów oburzył się ojciec Marian Piwko, zakonnik Zgromadzenia Zmartwychwstania Naszego Pana Jezusa Chrystusa, któremu Sendlerowa się nie podoba, bo, jak twierdzi, była przedwojenną feministką, po wojnie należała do PZPR i na dodatek była rozwódką. Lanckorońskie władze mają teraz nie lada zagwozdkę. Uszanować demokratyczny wybór dokonany przez uczniów czy ulec opinii zakonnika. Pozwolę sobie na udzielenie lanckorońskim samorządowcom jednej przestrogi – jeśli z naszej historii wyeliminujemy wszystkich rozwodników i osoby żyjące w niesakramentalnych związkach, wszystkich birbantów, to w księdze naszych dziejów zacznie hulać wiatr. Bo zabraknie w niej między innymi Kościuszki, Sobieskiego, Chopina, Mickiewicza i swawolnego Słowackiego. Zabraknie nawet Piłsudskiego. Lista jest dłuższa. Znacznie.
Na drugim końcu Polski, w Szczecinie, emocje wywołuje spór o pomnik, który ma upamiętnić wydarzenia ze stycznia 1971 roku, gdy stoczniowcy nie bardzo uwierzyli nowemu szefowi partii i po masakrze sprzed kilku dni ponownie przystąpili do strajku. Na szczytach władzy poważnie rozpatrywano wówczas ponowne wysłanie do stoczni wojska i milicji, ale ostatecznie zamiast tanków pojechali tam Gierek i premier Jaroszewicz. To w Szczecinie, wbrew legendzie, po raz pierwszy padło słynne gierkowskie „Pomożecie?", na które stoczniowcy – w większości zresztą członkowie partii komunistycznej – odpowiedzieli twierdząco. Być może, jeśli już upamiętniać pogrudniowe bohaterskie czyny, to pomnik powinny postawić raczej władze Łodzi, gdzie w marcu 1971 roku jedna z robotnic pokazała premierowi Jaroszewiczowi gołą pupę, co w efekcie doprowadziło do odwołania podwyżek cen zaordynowanych przez Władysława Gomułkę w grudniu 1970 roku. Tylko jak ten pomnik miałby wyglądać?