Powiedzmy sobie szczerze – kultura była w ich mniemaniu zawalidrogą, nienażartym potworem, nieustannie domagającym się pieniędzy i na dodatek niedającym żadnych dostrzegalnych korzyści. Te wszystkie domy kultury, muzea, czy biblioteki były tylko obciążeniem w marszu ku świetlanej przyszłości, której drogę torowała kanalizacja, wygładzone drogi, budowa ścieżek rowerowych, a przede wszystkim nowy wystrój reprezentacyjnego placu miasta. W efekcie centra miast mamy piękne. Ale puste.
Diagnozy tego stanu są różne. Jedni przyczyn pustki upatrują w braku zieleni, inni w posadowionych gdzieś na obrzeżach galeriach handlowych, kolejni mówią o atomizacji społeczeństwa, które woli się zamykać w swoich smartfonach i wiecznej pogoni za pieniędzmi. A moim zdaniem przyczyna tkwi w kulturze. A mówiąc ściślej – w jej wypchnięciu z życia publicznego. Przybytki kultury jakoś obroniły się w dużych w miastach wojewódzkich, ale w powiatowych i w gminach kultura ogranicza się do zabaw w remizach strażackich oraz występów szkolnych kółek recytatorskich na lokalnych akademiach. Dzieci z pasją recytują wiersze Mickiewicza, czasem nawet trafi się Norwid, ale to tylko ozdobniki i wypełniacze czasu. Lokalni włodarze oglądają te występy z przychylnym znudzeniem i pobłażliwym uśmiechem, oddając hołd rytuałowi, który ani ich interesuje, ani wciąga.
Wszelako coś zaczyna się zmieniać. Widać samorządowcy zaspokoili już pierwotne potrzeby – kanalizacja zrobiona, ścieżki rowerowe wybudowane, reprezentacyjne place wymuskane niczym paryskie Trocadero, obowiązkowe fontanny wybudowane – bo w ostatnim czasie inwestują w sprawy daleko ważniejsze i trwalsze. Dostrzegli, że ludzie potrzebują nie tylko prostych chodników, ale również kultury.
Dobrym tego przykładem jest – wreszcie, po ćwierćwieczu spychania tych inwestycji w niebyt – budowa bibliotek, które w latach dziewięćdziesiątych stały się symbolem „czasów minionych". Przeszłości, która już nie wróci, zastąpiona przez telewizję, a później internet. Książki? Inteligenckie miazmaty, którymi w nowej, wspaniałej epoce nikt nie miał czasu się zajmować. Teraz mamy już nie tylko jaskółki zmian, można mówić o początku prawdziwej hossy. Oby!
Bodaj najpiękniejsza nowa biblioteka powstaje w śląskim Lublińcu, w miejscu dawnej stajni miejscowego zamku. Duże powierzchnie, przeszklone ściany wychodzące na dolinę rzeki Lublinicy, które w przyszłości mają zostać uporządkowane i zyskać miano bulwarów. Jednym słowem piękno i funkcjonalność. Z kolei w Wieliczce, na miejscu dawnej pałacowej stodoły, zostanie niebawem otwarte Centrum Kulturalno-Społeczne, gdzie znajdzie się miejsce i na bibliotekę, i na kino. Nową bibliotekę wybudowano również w podpoznańskiej Rokitnicy. Zrobiono to z prawdziwie wielkopolską zaradnością, co polecam również innym gminom, bo na parterze usytuowano lokale handlowe oraz usługowe. W efekcie budżet gminy wyłożył na tę inwestycję niewielkie pieniądze, a biblioteka jest nie tylko piękna, ale również funkcjonalna. Udało się nawet zagospodarować jej dach, znajdując na nim miejsce na ogródek astronomiczny dla wielbicieli podglądania kosmicznych przestworzy.