Rz: Słuchając wystąpień polityków w kampanii samorządowej, można odnieść wrażenie, że to wybory do parlamentu...
Mikołaj Cześnik: Oczywiście, i wcale mnie to nie dziwi. Musimy pamiętać o kontekście, to znaczy o czwórboju wyborczym, który zaczyna się wyborami samorządowymi, potem mamy wybory do Parlamentu Europejskiego oraz Sejmu i Senatu, a w końcu w maju 2020 r. wybory prezydenckie. Wyniki wyborów samorządowych będą więc miały znaczący wpływ na dynamikę kolejnych kampanii. Ten kontekst narzuca konieczność, przynajmniej tym największym partiom, mówienia o sprawach całej Polski i myślenia o tym, co się wydarzy w 2019 r. Partie nawet specjalnie nie ukrywają, że to tylko jedna z bitew w wielkiej wojnie o głosy wyborców. Druga rzecz, która sprzyja temu, że kampania odbywa się na poziomie centralnym, to kwestia polaryzacji na polskiej scenie politycznej. W logice wojny plemiennej jest mało miejsca na to, by w sposób zniuansowany mówić o polityce, szczególnie samorządowej. A polityka, zwłaszcza w tych wyborach, powinna być bardzo zniuansowana. Czym innym są wybory do sejmików, do rad powiatów, czym innym do rad miejskich i gminnych, a jeszcze czym innym bezpośrednie wybory na prezydentów, burmistrzów i wójtów. Przy takim poziomie polaryzacji zniuansowany przekaz jest nieopłacalny i nieskuteczny w świecie, w którym trzeba mówić szybko, prosto, tak by zmieścić się w 140 znakach na Twitterze. Mówiąc brutalnie, przekaz do wyborcy musi być prosty jak cep, na odcienie, odmienne podejście nie ma miejsca.
Czy „centralne" podejście do wyborów samorządowych spowoduje, że wyborcy porzucą lokalnych kandydatów na rzecz kandydatów partyjnych?
Zależy gdzie. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w dużych miastach, zupełnie co innego dzieje się na poziomie mniejszych miast, miasteczek, gmin. Patrząc z warszawskocentrycznego punktu widzenia, może się nam wydawać, że polityka wszędzie wygląda tak samo: spór Jakiego z Trzaskowskim jest sporem ogólnopolskim, sporem PiS z PO. Ale im dalej od wielkich miast, tym inaczej to zaczyna wyglądać. Trzeba też pamiętać, że dla wielu obywateli te wybory są najważniejsze. Chcą wybrać swojego wójta, radnych, a reszta polityki niewiele ich obchodzi. Stąd biorą się te puste głosy w wyborach do sejmików wojewódzkich, bo cała masa ludzi w ogóle nie wie, co to są sejmiki i po co istnieją. Choć jednocześnie, jeśli ktoś jest wyborcą bardzo pobudzonym centralną polityką, intensywnie ogląda programy informacyjne i serwisy społecznościowe, może to mieć wpływ na jego wybory lokalne.
A czy na decyzje wyborców ma wpływ szantaż stosowany przez polityków, którzy mówią, że różnego rodzaju programy i publiczne pieniądze trafią tylko tam, gdzie rządzić będzie ich partia?