Rz: Jak po raz czwarty wygrywa się wybory na prezydenta Białegostoku?
Tadeusz Truskolaski: Ciężką pracą i determinacją.
To po 12 latach rządzenia miastem można jeszcze wykrzesać z siebie ogień?
Zarządzanie tak dużym miastem nie jest nudne. Bez, jak pan to określił, „ognia" nie można być prezydentem. Codzienne problemy, ich ilość i różnorodność powodują, że ten ogień nigdy nie wygasa. Ale powiem szczerze, że podczas tej kampanii byłem wyjątkowo zdeterminowany. W mijającej kadencji większość w Radzie Miasta mieli radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy bezwzględnie tę przewagę wykorzystywali. Cztery razy bezpodstawnie odmówili mi absolutorium. Ich działania niejednokrotnie niemal paraliżowały nasze funkcjonowanie, po kilka razy stawiali na posiedzeniach rady i komisji rewizyjnej te same sprawy, często zapraszali na posiedzenia niezadowolonych z pewnych decyzji mieszkańców, co służyło nie rozwiązaniu problemu, ale podsycaniu konfliktu. O około 30 procent obniżono mi pensję i dzisiaj jestem najgorzej zarabiającym włodarzem miasta w województwie podlaskim, choć zarządzam przecież największym miastem w regionie. Podam jeden konkretny przykład obstrukcji stosowanej przez radnych PiS. W mijającej kadencji toczyliśmy prawny spór z francuską firmą, która miała wybudować w Białymstoku stadion, ale z różnych powodów wypowiedzieliśmy im umowę. W sprawie toczyła się długa batalia sądowa, po jakimś czasie pojawiła się propozycja zawarcia ugody. Chciałem mieć w tej sprawie poparcie całej Rady Miasta, bo choć jestem przyzwyczajony do samodzielnego podejmowania trudnych decyzji – uważam, że na tym polega rola prezydenta – to jednak w tej sprawie wsparcie wszystkich radnych byłoby istotnym argumentem. Niestety, radni PiS nie chcieli zajmować się tą sprawą i dwukrotnie odrzucili wniosek o jej włączenie do porządku obrad. Gdy ugoda została podpisana, PiS ostro mnie atakował, próbował zresztą grać tą kartą również podczas kampanii, wykorzystując do tego TVP. A wie pan dobrze, jakie metody stosują dziennikarze „mediów narodowych". Na nic się to zdało, ugoda była dla miasta bardzo korzystna, bo w jej efekcie uzyskaliśmy 80 milionów złotych, które w krótkim czasie zostały wpłacone do budżetu przez wykonawcę. Wydaje mi się zresztą, że było to najwyższe odszkodowanie w dziejach polskiego samorządu.
To była wojna na wyniszczenie...