Ma pan sceptyczne nastawienie do pomysłu deglomeracji. Dlaczego?
Rafał Trzeciakowski: Obawiam się, że deglomeracja, rozumiana jako przenoszenie urzędów z Warszawy do mniejszych miejscowości, stawia błędny cel: hamowanie wzrostu Warszawy. Polska jest ciągle dosyć słabo zurbanizowana, a Warszawa, choć rośnie najszybciej w kraju, to jednak rośnie wolniej niż inne europejskie metropolie. W latach 2000–2014 populacja Warszawy zwiększyła się o 6 proc., Amsterdamu – o 14 proc., Monachium – o 15 proc., Londynu – o 18 proc. Można postawić tezę, że małe miasta wysysa nie tyle Warszawa, co zachodnioeuropejskie metropolie. Deglomeracja nie spowoduje, że młodzi ludzie przestaną wyjeżdżać z mniejszych miast, za to będzie powiększać lukę rozwojową Warszawy w stosunku do europejskich metropolii.
Nie warto przenosić urzędów, bo straci na tym Warszawa?
Nie warto tego robić, bo stracą wszyscy, a nikt nie zyska. Jeżeli deglomeracja będzie hamować proces metropolizacji, to jako kraj będziemy tracić gospodarczo. Przypadek Szwecji pokazuje, że przenoszenie urzędów jest kosztowne dla podatników i się nie zwraca, nawet pomimo niższych kosztów działalności w mniejszych miastach. Do tego dochodzą koszty częstych podróży pracowników sektora publicznego pomiędzy urzędami.
Dlaczego sądzi pan, że młodzi Polacy i tak będą uciekać z miast i miasteczek?