W tej sprawie minister Jarosław Sellin oświadczył, że kto daje najwięcej, ten musi mieć najwięcej do powiedzenia. W biznesie ta prawda jest, jak mawiał klasyk, oczywistą oczywistością. Tyle że tym razem chodzi o sferę publiczną. A tu o oczywistości już mówić nie można. Po pierwsze, wicepremier Piotr Gliński nie jest właścicielem pieniędzy, które składają się na dotację, jest tylko urzędnikiem, który czasowo dysponuje publicznymi pieniędzmi, a jego obowiązkiem w demokratycznym państwie jest wspieranie cennych inicjatyw. Nawet jeśli te inicjatywy są dla jego formacji nie nazbyt przyjazne i „po myśli". Tak się składa, że Europejskie Centrum Solidarności jest ważne, cenne i istotne.
Jeśli już władza w Polsce zaczyna patrzeć na wszystko biznesowym okiem, to jej przedstawiciele powinni wiedzieć, bo to akurat abecadło, że do zgranego, dobrze działającego zespołu nie wprowadza się kogoś obcego – a takie jest żądanie Ministerstwa Kultury i Sztuki wobec Europejskiego Centrum Solidarności – bo to najoczywistszy sposób na rozbicie dobrze działającego mechanizmu. Warto też, aby ministrowie i wszyscy politycy zdali sobie sprawę, że w biznesie z reguły dotrzymuje się danego słowa. A Ministerstwo Kultury i Sztuki przyrzekło władzom ECS dotację w wysokości 7 milionów złotych, aby później, po wyborach samorządowych, wycofać się z danego słowa.
Strach pomyśleć, co będzie, jeśli władza będzie się trzymała kursu na „ubiznesowienie" naszego życia publicznego i upowszechnienie zasady, że kto daje najwięcej pieniędzy, ten ma głos decydujący. Skóra powinna ścierpnąć, a włos zjeżyć się na głowie, zwłaszcza artystom teatrów, oper, muzeów i innych przybytków kultury.
Tym razem Ministerstwo Kultury i Sztuki będzie się musiało obejść smakiem. My, obywatele, daliśmy brakujące ECS pieniądze, i jeszcze dużo więcej niż obiecana, ale niezrealizowana dotacja ze strony administracji rządowej. Wicepremier Gliński nie po raz pierwszy okazał się nie tylko nieskuteczny, ale wręcz przeciwskuteczny. A powinien już się czegoś nauczyć, bo przed laty wycofał się z też już przyrzeczonej dotacji dla poznańskiego Festiwalu Malta. Pieniędzy nie dał, dali ludzie, festiwal się odbył. W sprawie Europejskiego Centrum Solidarności znakomicie zachowały się samorządy, bo już pierwszego dnia po ogłoszeniu publicznej zbiórki finansowe wsparcie obiecały władze Poznania oraz marszałek województwa wielkopolskiego, słychać też podobne deklaracje z innych samorządów.
Serce rośnie, ale rozum się trwoży. Bo wszystko to coraz bardziej zaczyna przypominać budowę „równoległego" państwa i dezintegrację III RP. Niebezpieczne to zjawisko i sądząc z programu rządzącej partii, absolutnie z nim sprzeczne.