To trudna decyzja. Startuję ze swojego komitetu. Komitetu Wyborczego Wadima Tyszkiewicza. Po pierwsze, w swoim mieście zrobiłem chyba już wszystko, co mogłem. Chciałbym spróbować zrobić coś więcej dla Polski, ale już poza Nową Solą. Wiem, że to brzmi pompatycznie. Ale ja czuję się spełniony w tym, co zrobiłem. Mam następcę, jestem spokojny o losy miasta. W Nowej Soli już nic złego się nie może wydarzyć, no chyba poza trzęsieniem ziemi. Ale jesteśmy poza strefą sejsmiczną, więc i o to jestem spokojny. Mamy wieloletni plan finansowy, inwestycyjny. Wszystko jest zaplanowane. Wystarczy tylko tego nie zepsuć.
To już pewne?
Na 99 proc. 1 proc. pozostaje. Gdybym wygrał wybory do Senatu, to w mieście będzie wprowadzony komisarz wyznaczony przez wojewodę z PiS na trzy miesiące. Więc wszystko zależy jeszcze od sytuacji politycznej. Muszę to brać pod uwagę. Ze mną od 17 lat pracuje mój zastępca. Mam nadzieję, że będzie prezydentem. Ja jestem totalną opozycją, nie wstydzę się tego. Tymczasem mój zastępca nie należy do PiS, ale można powiedzieć, że jest wielkim sympatykiem Kaczyńskiego. Kiedy wchodzimy na tematy polityczne, to czasami tak się kłócimy, że drzwi z futryny wyskakują. Politycznie jesteśmy na dwóch skrajnie różnych biegunach. Ale łączy nas Nowa Sól. Przez 17 lat wspólnie zrobiliśmy dobrą robotę. I to jest w samorządzie ważniejsze od polityki.
Samorządowcy coraz śmielej wchodzą w politykę ogólnokrajową. Widać to chociażby w Warszawie.
Tak się dzieje przede wszystkim w dużych miastach. Ja jestem tylko prowincjonalnym samorządowym rzemieślnikiem. To jest wymuszone przez sytuację. PiS wprowadziło taką polaryzację, że albo ktoś się temu przeciwstawi, albo ten walec rozjedzie wszystkich. W Warszawie była bitwa, która mogła być kluczowa dla najbliższych wyborów sejmowych. Gdyby PiS wygrało, byłoby już chyba nie do zatrzymania. Polityka wkracza do samorządów, ale na poziomie dużych miast, nie zaś gmin i powiatów. Gdy byłem przez osiem lat prezesem Zrzeszenia Gmin Województwa Lubuskiego, to starałem się do naszych spraw samorządowych w ogóle nie mieszać polityki. Zachowywałem maksymalną apolityczność. W tym zrzeszeniu polityki nie było w ogóle. Nigdy nie było żadnego mojego politycznego wystąpienia, mimo moich jasno sprecyzowanych poglądów. Polityka w samorządzie jest niepotrzebna, ale czasami niestety nie można od niej uciec.
4 czerwca wybiera się pan do Gdańska?