Rzeszów wyda w tym roku na przystrojenie głównych ulic i placów ok. 700 tys. zł. Jak na stosunkowo małe, liczące 180 tys. mieszkańców miasto, to duża kwota. Dla porównaniu, w Kielcach (ponad 200 tys. mieszkańców) koszty iluminacji to 160 tys. zł.
Władze Rzeszowa tłumaczą, tak wysokie wydatki wiążą się z tym, że miasto nie jest właścicielem świątecznych ozdób, tylko je co roku wypożycza. Podobnie jest we Wrocławiu. W sumie koszty iluminacji świątecznej sięgną tam aż 1,3 mln zł, bo większość świetlnych kurtyn, girland i wszelkiej maści świecidełek pochodzi za zasobów prywatnych firm.
Zupełnie inną strategię ma Warszawa. Przez ostatnie dwa lata kupowała ozdoby, na co w sumie poszło 5 mln zł. Ale teraz ma spokój, i tegoroczne świąteczne wydatki to przede wszystkim wyższe rachunki za prąd (ok. 500 zł dziennie).
Część miast deklaruje, że w tym roku zaoszczędziła nieco na przystrajaniu miasta, albo przynajmniej nie zwiększyła wydatków. Ale skala oszczędności nie jest wielka. Przykładowo Gdańsk zamiast 290 tys. zł wyda 235 tys. (w tej kwocie mieści się zakup nowych elementów, naprawa zniszczonych oraz montaż i demontaż wszystkiego).
Na szczęście żadne miasto nie zrezygnowało w ogóle w tym roku z bożenarodzeniowych stroików. I dobrze, choć napięte budżety skłaniają lokalnych włodarzy do cięcia wszystkiego, co wydaje nie być priorytetową potrzebą.