Z tej okazji zebraliśmy się podstarzałą grupką pod bramą kombinatu już niczyjego imienia, zwanego potocznie od obecnego właściciela Arcelor-Mittal. Ktoś coś powiedział, ktoś inny fotografował.
Zainteresowanie publiczności tym wydarzeniem było minimalne. A przecież parokilometrowa trasa od bramy kombinatu do dawnego kina Świt (gdzie dziś mieści się muzeum w stanie dezorganizacji) to szlak historii. Między ogłoszeniem stanu wojennego a upadkiem komunizmu przeszły tędy 32 duże demonstracje (nielegalne oczywiście), którym w połowie drogi spuszczało lanie ZOMO. Nie były to zabawy, skoro przyniosły wśród demonstrantów dwie ofiary śmiertelne, nie licząc rannych. Nieco dalej, w centrum dzielnicy, stał pomnik Lenina, zwany potocznie „brzydalem", pod który przedzierali się najwytrwalsi, aby kontynuować bój. Podczas sierpniowego strajku w 1980 roku byłem w stoczni i widziałem, jak na wagonach wyjeżdżających na południe pisano: „Cała Polska już strajkuje, tylko nie krakowskie ch...". Ale jak zastrajkowali, to mocno. Kiedy w stoczni (kilka dni przed podpisaniem porozumienia) doszedłem do wniosku, że zwyciężyliśmy, wróciłem do Krakowa, ale po to tylko, aby spowodować poparcie strajkowych postulatów przez podstawowe komórki PZPR. Byłem przekonany, że jeśli nie dojdzie do fermentu w partii, to rozwiązanie siłowe będzie nieuchronne. No i moja POP PZPR przy krakowskim oddziale Związku Literatów Polskich ogłosiła taką rezolucję z datą 30 sierpnia 1980. Chyba jedyną w kraju. I co z tego? Nic, złudzenia...
Dziś wokół nikomu niepotrzebnej grupki posiwiałych i przygarbionych pleni się nowa Polska. Począwszy od napisu nad bramą kombinatu, przypominającego, że był on przez pewien czas „imienia Tadeusza Sendzimira". Ach, te złudzenia, że Michał Sendzimir, syn wynalazcy, zorganizuje międzynarodowe konsorcjum dla ratowania podkrakowskiego molocha. Te daremne wizyty w jego pięknym domu w Connecticut. Dziś sympatyczny skądinąd Hindus – główny właściciel mocno zmniejszonej huty – wzbrania się przed remontem wielkiego pieca, żąda ulg.
Czy o taką Polskę walczyliśmy? Gdyby jeszcze raz trzeba było podjąć decyzję, czy wspierać „Solidarność", czy w stanie wojennym narażać się, nie wahałbym się. Wokół przecież pleni się nowa Polska. Ale trzeszczy w szwach Unia, z Moskwy Putin łakomie patrzy na zachód, rzesze afrykańskich uchodźców szukają miejsca dla siebie. Jaki wykluwa się świat? Na pewno inny, niż nam się wydaje.