Najpierw – praktycznie od samego momentu podjęcia przez rząd decyzji o jego budowie w 2006 roku – rozpoczęły się formalnośrodowiskowe przepychanki z Niemcami, którzy obawiali się jego wpływu na bałtyckie środowisko. Ostatecznie Polska przekonała sąsiada i uzyskała dofinansowanie Komisji Europejskiej. Cieniem na gazoporcie położyła się też budowa gazociągu północnego pomiędzy Rosją a Niemcami. Dla gazoportu zagrożeniem była rura na dnie Bałtyku ograniczająca dostęp do Świnoujścia dla statków o zanurzeniu do 15 m.
W końcu w 2010 r. udało się zawrzeć umowę na budowę terminalu z konsorcjum na czele z włoskim Saipem. Wiosną 2011 r. ruszyły prace. Termin oddania do użytku ustalono na czerwiec 2014 r. Wtedy pojawiły się problemy na placu budowy. Brakowało chętnych do pracy, wykonawca spóźniał kolejne etapy, a podwykonawcy bankrutowali.
Swoje trzy grosze dołożyli przedstawiciele państwa. Wiosną tego roku NIK skrytykowała urzędników za brak dostatecznego nadzoru, a spółki Gaz-System i Polskie LNG za niewywiązanie się ze swoich zobowiązań. Nie obeszło się też bez awantury o pieniądze, gdy Włosi zażądali dodatkowych środków – za ich zdaniem dodatkowe prace przy budowie. W międzyczasie przesuwał się termin oddania do użytku – najpierw na grudzień 2014, aż w końcu na 2015 rok.
Pełne uruchomienie terminalu zaplanowane jest na połowę przyszłego roku. Zdolność regazyfikacyjna terminalu to 5 mld metrów sześciennych rocznie, a po wybudowaniu trzeciego zbiornika ma urosnąć do 7,5 mld, co stanowi połowę zużycia w Polsce. Pisząc o gazoporcie, nie można zapomnieć o Świnoujściu, które dzięki strategicznej budowie zyska duże wsparcie finansowe. Roczne podatkowe wpływy do kasy miasta z tego tytułu szacuje się na 50 mln zł. To tyle, ile teraz wydaje rocznie na swoje inwestycje. Może to częściowo zrekompensuje wieloletnie starania tego wyspiarskiego miasta o budowę stałego połączenia z Polską. Bo na budowę tunelu wciąż się nie zanosi, wszakże gazoport jest po „polskiej" stronie.