W krajowych konkursach ekologicznej żywności Sylwester Wańczyk i jego żona wygrali już wszystko. Najbardziej dumni są z nagród zdobytych na festiwalu w Lidzbarku Warmińskim. – Docenili nas tam eksperci z Włoch i Francji, czyli absolutni fachowcy – wspomina Wańczyk.
Na początku były świnie
Jego przygoda z serami zaczęła się od... świni. – W 2005 r. jeden z przyjaciół uznał, że muszę zabrać się do jakiejś hodowli, bo ze zbożem z moich 8 hektarów nie było co robić. I przywiózł mi prosiaka – mówi Wańczyk. – A jakiś czas potem sąsiad usiadł ze mną przy stole i powiedział: „Sylwek, zostaw świnie, zajmij się krowami. Jedna moja będzie dla ciebie". I zaczęliśmy produkcję mleka. Pojechałem na targi PolAgra, zobaczyłem sery korycińskie – zwykłe, podpuszczkowe, ale sprzedawane po dobrych cenach – i pomyślałem: „Kurde, jak oni mogą, to ja nie mogę?".
Przez pierwsze lata małżeństwo nie myślało jednak o biznesie – żona Wańczyka produkowała sery w domowej kuchni i traktowała to jako pasję. Ale z czasem ta pasja rozwinęła się na tyle, że dziś oboje z serowarstwa utrzymują wielodzietną rodzinę. Zatrudniają czworo pracowników, gospodarstwo ma już 40 hektarów, a miesięcznie z zakładu wyjeżdża tona produktów. – Trudno w to uwierzyć. Jestem przecież kompletnym samoukiem! Ale fakt, że upartym – mówi Wańczyk.
Gdy poczuł, że serowarstwo może być sposobem na życie, po prostu wprosił się na praktyki do miniwytwórni w Niemczech, gdzie poznał tajniki produkcji. Teraz nie może się opędzić od zaproszeń zza zachodniej granicy, gdzie dobre stanowisko mógłby dostać od ręki. Woli jednak pracować w Polsce, bo jest na swoim, a biznes się kręci.
Jakość musi kosztować
Wańczyk wytwarza głównie jogurty i sery długodojrzewające, promując własne marki: goudę farmerską, słodki Ser Samiego i ser Mr Wańczyk. – Te sery powinny dojrzewać co najmniej cztery tygodnie – mówi, prowadząc do dojrzewalni. – Ale widzi pan tu jakieś sery ze starszą datą? Nie? No właśnie. Wszystko się sprzedało, zostało kilka sztuk dla koneserów. I nie ukrywam, że sprzedaję drogo, nawet po 90–100 zł za kilogram. To ceny porównywalne z niemieckimi, ale koszty mam pewnie wyższe. Wie pan, ile kosztuje u nas forma do sera z atestem? Dwie plastikowe miski i sitko? 800 złotych! A za urządzenie do napełniania słoików z jogurtami zapłaciłem tyle, co za mały samochód – dodaje.