W tenisowym świecie niemałe zamieszanie. Prezydent Sopotu po blisko 60 latach wyrzucił z kortów Sopocki Klub Tenisowy (SKT).
– Wiele osób pyta mnie teraz, czy nie za późno interweniowałem. Mogłem to zrobić kilka lat temu, ale nie miałem dowodów – mówi Jacek Karnowski.
SKT, jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce, zarządzał kortami nieprzerwanie od 1957 r. Bywali tutaj czołowi biznesmeni, politycy, artyści i celebryci, pielgrzymujący m.in. na coroczny turniej Prokom Open. Położony blisko plaży i Grand Hotelu największy i najładniejszy obiekt tenisowy w Polsce tętnił życiem towarzyskim, goszcząc dziesiątki pomniejszych imprez i zamożnych graczy. Dzisiaj zostały głównie wspomnienia.
Lista zarzutów miasta wobec klubu jest ogromna: długi, narastające zaległości, sprawy karne członków zarządu oraz próby uwłaszczenia się na majątku. To tylko te najważniejsze. – W ostatniej chwili weszliśmy do tego klubu, korty upadały, a za chwilę część z nich w ogóle przestałaby istnieć – twierdzi Karnowski.
Dlatego prezydent Sopotu zdecydował się wyrzucić klub z kortów. Najpierw w październiku ub. r. sąd na jego wniosek zawiesił zarząd klubu i kierowanie nim w charakterze przedstawiciela sądu powierzył Wiesławowi Pedryczowi. Ten od razu przystąpił do kontroli.