Piątek, godzina 22. Dzwoni telefon. – Słuchajcie, jutro jest turniej. Zwolniło się jedno miejsce. Przyjdziecie? – odzywa się głos w słuchawce. To Adrian Popa z Rumunii, organizator zawodów streetballowych na całym świecie. Z chłopakami z Warszawy zna się z Bukaresztu, gdzie odbył się jeden z turniejów, w których brali udział. – No dobra, pogadam z resztą. A gdzie dokładnie? – pyta Piotrek. – Tu jest kłopot... – ścisza głos Popa. – Abu Zabi. Wchodzicie w to? Kilka godzin i rozmów później (telefony do kolegów z drużyny, za chwilę do szefa z prośbą o wolne, potem jeszcze rozmowa z dziewczyną) czterech koszykarzy z Polski siedzi w samolocie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Popa dobrze wiedział, do kogo zadzwonić. Nie ma bowiem bardziej zakręconych na punkcie koszykówki niż członkowie Dzikich Węży – drużyny ulicznej koszykówki, która kilka lat temu zaczynała swoją przygodę od zwycięstw w lokalnych turniejach na Bemowie, a dziś jest rozpoznawalną marką niemal na całym streetballowym świecie. Już jako Wild Snakes.
Są Polacy, będzie ciężko
Czy znacie ranking, w którym polscy sportowcy byliby sklasyfikowani w ścisłej czołówce? Tymczasem okazuje się, że na trzecim miejscu (a jeszcze niedawno na pierwszym) w światowym zestawieniu są polscy koszykarze, którzy grają trzech na trzech. Wyżej są tylko Słoweńcy i Brazylijczycy. 3x3 to popularna odmiana klasycznej koszykówki. Mówi się, że już niedługo może się pojawić w programie igrzysk. Na razie zyskuje ogromną popularność i wsparcie Międzynarodowej Federacji Koszykówki (FIBA). Turnieje organizowane przez światową federację łączą odmianę uliczną, w której atutem są twarde łokcie i silne ręce, z koszykówką, którą znamy m.in. z NBA – uregulowaną sztywnymi zasadami grą pięciu na pięciu.
Dziś Polskę w streetballu reprezentuje kilka liczących się w świecie drużyn o zabawnych nazwach, ale całkiem poważnych umiejętnościach – 3x3 Gdańsk (z m.in. zawodowym koszykarzem ekstraklasy Michaelem Hicksem), Cieniasy Kołobrzeg (liderem jest Szymon Rduch z pierwszoligowej drużyny Krosna), założona niedawno drużyna Born2Ball, a także najbardziej doświadczone i mające najdłuższą historię Dzikie Węże – zespół, który wyrósł na boisku między wieżowcami na warszawskim Bemowie.
– Kiedyś streetball kojarzył się z brutalną, chamską siłą, powybijanymi zębami i pozdzieranymi kolanami. Dziś, dzięki turniejom organizowanym przez FIBA, ludzie widzą, że w uliczną koszykówkę można grać w cywilizowany sposób – mówi 27-letni Tomasz Rudko, jeden z założycieli i członków Dzikich Węży. Rudko na co dzień gra amatorsko w drugoligowych Shmoolkach, a wcześniej był zawodnikiem m.in. Legii i KS Piaseczno. Jak mówi, jego gra wywodzi się jednak z podwórka. – Zawsze lubiłem grać na dworze, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Rzucasz, dryblujesz, wchodzisz pod kosz. Streetball daje więcej swobody niż tradycyjna koszykówka. Na betonie możesz wszystko – mówi. Wspomina także, że w pierwszych latach gry w Legii jego trenerzy zabraniali mu kozłować i rzucać, miał tylko zbierać i oddawać piłkę kolegom. Gra w streetball była jedynym sposobem, by się rozwijać. – Dziś koszykówka 3x3 to mój sposób na życie. Koszykówkę traktuję poważnie, ale coraz częściej myślę o niej jak o przygotowaniu do letniego sezonu streetballu.
Rudko pierwsze koszykarskie kroki stawiał na boisku przy ul. Szadkowskiego, na którym rozgrywany był znany w środowisku turniej Bemowo Streetball Challenge. Tomek zgłosił zespół do jego pierwszej edycji. W drużynie był wówczas ze swoim przyjacielem Michałem Wojtyńskim. Poznali się, grając przeciwko sobie w lidze gimnazjalnej, ale szybko stali się nierozłącznym duetem. Znali się doskonale, grali ze sobą niemal codziennie. Ich zespół, który humorystycznie nazwali Dzikie Węże, niespodziewanie wygrał turniej, mimo że zgłosiło się kilka drużyn, które miały w składzie profesjonalnych graczy. To sprawiło, że Tomek i Michał zaczęli myśleć o koszykówce 3x3 poważniej. Wkrótce do drużyny dołączyli Piotr Wójcik oraz Przemysław Lewandowski – dziś gracz Born2Ball, a także jeden z pierwszych oficjalnych reprezentantów Polski 3x3.