W ciągu kilku zaledwie lat ta impreza stała się kulturalną wizytówką Pomorza i Kujaw, jedynym takim przedsięwzięciem nie tylko w Polsce, ale i w tej części Europy. Zaproszenie do Bydgoszczy teatry traktują jak prestiżowe wyróżnienie. XXIII Bydgoski Festiwal Operowy rozpoczął się w minioną sobotę, potrwa do 8 maja.
W cementowym pyle
Nie byłoby jednak festiwalu, gdyby nie dyrektor Opery Nova Maciej Figas, który tak wspomina początek swej pracy:
– Los sprawił, że znalazłem się w Bydgoszczy, w którym Opera była bezdomna i grywała gościnnie w Teatrze Polskim. Na dodatek zobaczyłem coś, co było wówczas nieszczęściem tego miasta, czyli szkielet żelbetowy gmachu operowego wzniesiony w centrum. Mało kto wówczas wierzył, że coś naprawdę w nim powstanie, bo budowa wlokła się od lat. Dlatego wpadłem na pomysł stworzenia festiwalu operowego, który nieukończone mury ożywił i znacząco przyczynił się do przyspieszenia tempa robót, a zwłaszcza do zdobycia pieniędzy.
Festiwal wystartował w 1994 roku właściwie na placu budowy. Potężny gmach, którego kształt architektoniczny miały tworzyć trzy różnej wielkości przenikające się kręgi, stał się symbolem niewydolności systemu PRL. Jego budowa rozpoczęła się 1973 roku, 21 lat później gotowa była surowa bryła. W jej wnętrzu podczas pierwszej edycji oprócz gospodarzy zaprezentowały się zespoły z Warszawy, Łodzi i Poznania oraz Akademicki Teatr Baletu z Petersburga.
Tam, gdzie w przyszłości miała być widownia, na betonowej podłodze rozstawiono wówczas plastikowe krzesła dla publiczności. W powietrzu unosił się wciskający się wszędzie cementowy pył.