Przez całe wieki nasze położenie w centrum Europy było raczej problemem niż atutem. Względy geopolityczne sprawiały, że przez Polskę maszerowały ze wschodu na zachód i na odwrót kolejne armie, a i łatwo było kraj podzielić. Ostatnie 26 lat pokazało jednak, że może to mieć sporo dobrych stron.

W wielu branżach – na czele z logistyką i produkcją sprzętu AGD – to właśnie nasze położenie – wsparte atutem dobrze wykwalifikowanych i niedrogich pracowników – zadecydowało (i nadal decyduje) o przenoszeniu do Polski fabryk oraz o ich dalszym rozwoju.

Atrakcyjne dla inwestorów połączenie dogodnej do eksportu lokalizacji i warunków na rynku pracy sprawiło, że od kilku lat możemy się chwalić pozycją europejskiego lidera w produkcji i eksporcie sprzętu AGD. Jak wynika z raportu związku pracodawców tej branży CECED Polska, w 2015 r. pobiliśmy kolejny rekord eksportu dużego AGD, który w ciągu roku wzrósł o 8 proc., do 15,7 mld zł.

W sukcesie pomogły nasze tradycje produkcji w tej branży jeszcze z czasów PRL, które przełożyły się na inwestycje zagranicznych firm m.in. w Wielkopolsce (Wronki) oraz na Dolnym Śląsku. Tutaj punktem wyjścia do rozwoju branży była fabryka pralek Polar, przejęta i rozbudowana przez amerykańskiego Whirlpoola. Dodatkowym bodźcem do rozwoju branży były specjalne strefy ekonomiczne, przyciągające inwestorów różnego rodzaju ulgami. Duże inwestycje grupy Electrolux na Dolnym Śląsku to głównie zasługa Wałbrzyskiej SSE, gdzie Szwedzi zbudowali fabryki: kuchenek w Świdnicy, pralek w Oławie i zmywarek w Żarowie.

Niezależnie od zastrzeżeń, które budzą niekiedy SSE, w wielu regionach i branżach pomogły one wywołać tzw. efekt kuli śniegowej. W ślad za inwestującymi tam dużymi firmami napływają ich dostawcy, a wokół rozwijają się mniejsi kooperanci i usługodawcy. To zaś zachęca do inwestycji kolejne duże firmy szukające dogodnych warunków, w tym poddostawców. Ten sposób sprawdzili już przed laty Chińczycy, przechwytując sporą część światowej produkcji w wielu branżach. Nowe plany inwestycyjne producentów AGD w Polsce dowodzą też, że osiągamy kolejną fazę efektu kuli śniegowej – gdy po zwiększaniu skali produkcji przychodzi czas na coraz bardziej zaawansowane procesy i projekty. W tym inwestycje badawczo-rozwojowe, które na Dolnym Śląsku prowadzą Whirlpool i Electrolux. To już zupełnie inna jakość, która oznacza wyższe wymagania kadrowe, ale też wyższe zarobki. Dzięki takim projektom, których zaczyna w Polsce przybywać, mamy szanse szybciej dogonić zarobkami Europę Zachodnią, uzyskując przy okazji trwałą przewagę konkurencyjną. Doświadczonego inżyniera trudniej zastąpić tańszym pracownikiem niż nawet najlepszego robotnika na taśmie.