Lipcowy szczyt NATO raczej nie przyniesie ustaleń, które znów zapewnią Warszawie wieloletnią historyczną ekspozycję, ale i tak ma sporo wizerunkowych atutów.
Głównie dlatego władze miast i państw przebijają się w zabiegach, by to właśnie u nich odbyła się duża, głośna w świecie impreza, choć zawsze oznacza to także duże koszty i spore niedogodności dla mieszkańców. Dobrze zdają sobie bowiem sprawę z zysków z takich wydarzeń, nawet jeśli trudno je tak dokładnie przeliczyć, jak koszty związane z ich organizacją.
Wiemy już więc, że trzydniowy zaledwie warszawski szczyt NATO będzie nas kosztował co najmniej 160 mln zł. Do tego może dojść parę milionów utraconych korzyści- dla właścicieli sklepów, czy komunikacji miejskiej – chociaż nie wyobrażam sobie delegatów na NATO-wski szczyt rozbijających się tramwajami, autobusami, czy nawet metrem.
A co po stronie korzyści? Już sam fakt, że miasto zostało wybrane na lokalizację ważnej, politycznej, imprezy wzmacnia jego wizerunek i pomaga zwrócić na siebie uwagę w świecie, o co dzisiaj nie jest wcale łatwo. Szczególnie w tak pozytywnym kontekście, jaki zapewniają duże głośne wydarzenia budzące zazwyczaj równie duże zainteresowanie mediów.
Na ważną polityczną imprezę-jaką będzie szczyt NATO- wraz z VIP-ami ze świata polityki zjeżdżają się media, w tym czołowe stacje telewizyjne i redakcje z całego świata. Będąc już na miejscu nie ograniczają się zwykle do samej relacji z konferencji a przygotowują reportaże lub choćby „przebitki" z miejsca imprezy. Dla miast to świetna okazja, by dłużej pokazać się w międzynarodowych mediach i to nie w ramach kampanii promocyjnej za duże pieniądze. Ważne polityczne spotkania przyciągają też uwagę organizatorów innych imprez, zwłaszcza biznesowych, którzy stale szukają atrakcyjnych lokalizacji.