Każda edycja Festiwalu Szekspirowskiego jest szczególna również ze względu na jego siedzibę w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim, w tym roku jednak festiwal obchodzi 20-lecie działalności, które zbiega się z 400-leciem śmierci Williama Szekspira.
- Na świecie dzieje się wiele rzeczy związanych z Szekspirem, począwszy od konferencji i seminariów, a skończywszy na inscenizacjach – mówi dyrektor Jerzy Limon. – Nie chcąc ryzykować przesytu, nastawiliśmy się na wydarzenia niekonwencjonalne. Dlatego 23 kwietnia zorganizowaliśmy happening z udziałem 400 płaczek. W odpowiednich kostiumach, z charakteryzacją - przemaszerowały przez Gdańsk, a brały w tym udział wszystkie generacje Gdańszczan. Z satysfakcją muszę dodać, że od otwarcia naszej siedziby nie mieliśmy takiego światowego nagłośnienia. Marsz płaczek odbił się szerokim echem w mediach, poświęcono mu ponad 60 artykułów na wszystkich kontynentach. Był wymieniany wśród najważniejszych wydarzeń, poświęconych rocznicy śmierci Szekspira na świecie, jak oczywiście te w Stratfordzie i Londynie. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, a samo wydarzenie było fantastyczne.
16 zgłoszeń
Festiwal zawsze w dużej mierze zależy od repertuaru teatrów.
- Szekspirowskie spektakle na szczęście obrodziły i otrzymaliśmy aż 16 zgłoszeń na tegoroczny festiwal – mówi profesor Limon. – Ale istotne są też dla nas terminy. Chcieliśmy bardzo sprowadzić „Ryszarda III" Thomasa Ostermeiera, ale po raz kolejny nie mogliśmy porozumieć się co do dat, bo przełom lipca i sierpnia to wakacje i związki zawodowe w Schaubuhne miały obiekcje, protestowały. Czasami na przeszkodzie stoją też możliwości techniczne. Nasz teatr nie dysponuje sceną obrotową, a niekiedy taka jest wymagana.
Jest też kwestia finansowa.