Na początku lipca ogłosił, że aż za 10 mld dol. kupi amerykańską firmę WhiteWave Foods, właściciela marki mleka sojowego Silk. Przy okazji umocni się na światowym rynku bioproduktów, których popularność jest na świecie coraz większa.

W najbardziej rozwiniętych krajach Europy Zachodniej i w Ameryce Północnej udział produktów rolnictwa ekologicznego w całym rynku spożywczym wynosi od 2 do 6 proc. W Polsce jest to wciąż nie więcej niż 0,5 proc. Ale szybko nadrabiamy zaległości. Sprzedaż ekologicznej żywności rośnie u nas w tempie niemal 20 proc. rocznie, a wartość rynku zbliża się do 800 mln zł. Nie dziwi więc, że także u nas chcą zaistnieć mocniej zagraniczni gracze. Wśród nich jest EcorNaturaSi, lider włoskiego rynku eko, który kupił ostatnio większościowy pakiet akcji Organic Farma Zdrowia, m.in. największej sieci sklepów ze zdrową żywnością nad Wisłą.

Rosnąca popularność certyfikowanej żywności wpisuje się w modę na to co tradycyjne i naturalne. Zmęczeni masowością konsumenci zaczynają tęsknić za tym, co bardziej swojskie i mniej anonimowe. Dlatego tak chętnie odwiedzają małe sklepy czy kupują żywność od rolników w ramach tworzonych kooperatyw. Coraz częściej także gotują i robią przetwory w domu z produktów kupionych od zaufanych dostawców. Ekologiczna rewolucja dotarła już także do Lublina. Od prawie trzech lat w mieście odbywają się TuTargi, a ostatnio Fundacja Słoneczny Pokój wraz z Lubelską Kooperatywą Spożywczą zorganizowały targ w Ogrodzie Saskim.

Z pewnością popyt na ekologiczne certyfikowane produkty rósłby w Polsce jeszcze szybciej, gdyby nie fakt, że ceny takich produktów są wciąż o kilkadziesiąt procent wyższe od konwencjonalnych odpowiedników. W połączeniu z niższą niż na Zachodzie siłą nabywczą, oznacza to, że ekożywność kupują wciąż głównie osoby zamożne. Dowód? W mniejszych miejscowościach wciąż trudno jest o specjalistyczny sklep z ekologicznym produktami. Dzieje się tak tym bardziej, że wiedza na temat ekologicznej żywności jest w naszym kraju niewielka. A bez świadomości, co kryje się za certyfikacją, przeciętny konsument nie zrozumie, dlaczego za marchewkę czy jabłka - często niezbyt okazałe ze względu na naturalne metody produkcji - ma zapłacić więcej niż za dorodne okazy z dyskontu. Z kolei bardziej świadomi konsumenci mają dylemat (który rozumiem), gdy chcąc zjeść ekologiczne mango, banana czy cukier trzcinowy, skazani są na produkty z odległych krajów. Biorąc pod uwagę zanieczyszczenie środowiska, do jakiego doszło podczas ich transportu, robi się jakoś mniej zielono.