Niestety do gry włączył się pech i wszystko zmienił. Kontuzja goniła kontuzję. Na cały sezon wypadł ze składu znakomity niemiecki atakujący Jochen Schoeps, MVP poprzedniego, ligowego sezonu. Niemiec miał wspólnie z Kurkiem poprowadzić Resovię do kolejnych sukcesów, ale kontuzja barku, połamanego przy wychodzeniu z windy, pokrzyżowała te plany. Osamotniony Kurek robił co mógł, ale nie dał rady. Później pomagał mu wypożyczony z Zaksy Kędzierzyn Koźle Dominik Witczak, ale do klasy Schoepsa trochę mu jednak brakuje.
Najgorsze, że nie był to jedyny problem drużyny prowadzonej przez Andrzeja Kowala. Operacja kręgosłupa na cały sezon wykluczyła też reprezentacyjnego środkowego, Piotra Nowakowskiego. Jak ważnym jest zawodnikiem dla zespołu, w którym gra niech świadczy fakt, że Stephan Antiga jeszcze w styczniu, po powrocie z turnieju kwalifikacyjnego w Berlinie mówił, że będzie na niego czekał do końca, bo ktoś taki jak on jest mu w reprezentacji bardzo potrzebny.
Kowal też go potrzebował, ale musiał radzić sobie bez niego. Wydawało się, że pozyskany z Lubina Ukrainiec Dmitrij Paszycki będzie w stanie załatać tę dziurę, ale Dima trochę zawiódł oczekiwania, choć był w drużynie Resovii najczęściej nagradzanym statuetkami MVP. I zapewne, gdyby nie kontrowersyjny limit obcokrajowców, byłby w niej dalej.
Lista mających kłopoty zdrowotne była w Resovii długa. Od początku znajdował się na niej francuski przyjmujący Julien Lyneel, długo z gry wyłączony był Bułgar Nikołaj Penczew. Na ból kolana narzekał reprezentacyjny rozgrywający Fabian Drzyzga, a kapitan Olieg Achrem dopiero wracał do formy po bardzo poważnej kontuzji. Młody Amerykanin Thomas Jaeschke też potrzebował czasu, by zaaklimatyzować się w zespole. Wcześniej grał w amerykańskiej lidze uniwersyteckiej, to jednak trochę inny poziom i inne wymagania. To wielki talent, co pokazują jego występy w reprezentacji USA, i Resovia będzie jeszcze miała z niego pociechę.
Presja pierwszego miejsca
W tej sytuacji awans do finału PlusLigi był sukcesem, ale styl, w jakim zespół Asseco przegrał z Zaksą trzy mecze w dużej mierze zaważył na ostatecznej ocenie. – Tak, jestem zawiedziony finałem, graliśmy kiepsko – mówi „Rz" Kowal. – Przyznaję, że bardziej skupiliśmy się na Final Four Ligi Mistrzów w Krakowie. Graliśmy dobrze, ale ostatecznie zajęliśmy czwarte miejsce, co trochę podcięło nam skrzydła w ostatniej fazie ligowych rozgrywek. Mecze z Zaksą przyszły za szybko. Może gdybyśmy mieli nieco więcej czasu ? Inna sprawa, że siatkarze z Kędzierzyna Koźla byli znakomicie dysponowani. Pamiętajmy, że nie byli obciążeni rozgrywkami pucharowymi, startowali też z innego poziomu niż my. Dla nas każde miejsce gorsze niż pierwsze było porażką, dla nich sukcesem było podium, grali bez presji. Przyznaję, że to bardzo ciekawy zespół, zobaczymy jednak, jak poradzi sobie teraz, broniąc tytułu i łącząc grę w lidze z występami w LM – ocenia Kowal.
Krajobraz po trzęsieniu
Trener Resovii przyznaje, że miniony sezon był dla niego ogromnym doświadczeniem. Takich kłopotów nie miał nigdy wcześniej. Ten nadchodzący wcale nie musi być łatwiejszy. Zespół Asseco Resovii Rzeszów ma za sobą istne trzęsienie ziemi. Nie ma już Kurka, który skuszony workiem dolarów grać będzie w Japonii. Nie ma Penczewa i Archema związanego z Rzeszowem od lat. Pożegnano się z Francuzem Lyneelem, do Gdańska odszedł Paszycki, do Olsztyna wypożyczono Aleksandra Śliwkę, jednego z najzdolniejszych polskich siatkarzy młodego pokolenia, nie przedłużono kontraktu z weteranem, Krzysztofem Ignaczakiem, nie będzie Łukasza Perłowskiego.