Sawrymowicz wystartuje na dystansie 1500 m stylem dowolnym, w konkurencji, w której w 2007 r. zdobył mistrzostwo świata i z którą rok temu praktycznie się pożegnał, nie osiągając minimum na czempionat globu w Kazaniu. W tym roku, podczas letnich mistrzostw Polski w Szczecinie, jednak w niej wystartował i wypływał minimum. – Dobrze się stało, że przygotowywałem się także do 1500-tki, a nie postawiłem wyłącznie na dystans na wodach otwartych. Los bywa przewrotny – cieszył się podczas rozmowy z „Rzeczpospolitą" na dzień przed wylotem do Rio de Janeiro.
Krótszy dystans
Pływak, który od Igrzysk w Londynie stawia głównie na pływanie na wodach otwartych, widział się raczej w rywalizacji na dystansie 10 km. Zawody kwalifikacyjne w Portugalii okazały się dla niego jednak pechowe i nie zakwalifikował się do Rio. Tym bardziej stawia na swój koronny dystans w basenie.
Start Sawrymowicza tradycyjnie już przypada na samą końcówkę pływackich zmagań. Polak stanie na słupku rano 12 sierpnia i jeśli zakwalifikuje się do finału, na kolejny start poczeka do sobotniego wieczora 13 sierpnia. Czy liczy na miejsce w pierwszej ósemce? – Igrzyska to loteria, tutaj lubią się objawiać czarne konie. Lepiej nic nie prorokować – mówi ostrożnie. I przyznaje, że minimum satysfakcji przyniosłoby mu, gdyby wyrównał wynik sprzed czterech lat z Londynu. Kto go zna wie jednak, że ta ostrożność wynika z nie zawsze przyjemnych doświadczeń ostatnich lat.
Świat usłyszał o Sawrymowiczu w Prima Aprilis 2007 r. Na mistrzostwa globu do australijskiego Melbourne pojechała wówczas silna, kilkunastoosobowa ekipa. Do medali typowane były główne gwiazdy polskiej reprezentacji – Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski. A na długim dystansie prędzej liczono na drużynowego kolegę „Sawryma", starszego o dwa lata Przemysława Stańczyka, który zresztą wywalczył medal na 800 m style dowolnym. Dziewiętnastoletni Sawrymowicz na swoich drugich mistrzostwach świata miał się tylko przetrzeć w finale. Kiedy w wyścigu na 1500 m do ściany dopłynął jako pierwszy, nikt nie miał wątpliwości, że jego czas nastał właśnie teraz. Sensacją było nie tylko to, że pokonał amerykańską legendę długich dystansów Granta Hacketta, ale to, że dokonał tego jako pierwszy zawodnik od 10 lat! I w rodzinnym mieście Australijczyk. Polskie media oszalały na punkcie dziewiętnastolatka ze Szczecina. Dwupokojowe mieszkanie Sawrymowiczów na Pomorzanach zamieniło się w studio telewizyjne. Wszystkie stacje chciały mieć wywiad z rodzicami i bratem nowej gwiazdy pływania, a sąsiedzi tłoczyli się z gratulacjami. Sawrymowicza, Stańczyka i ich trenera Mirosława Drozda po powrocie zaskoczyła powitalna feta na ul. Jagiellońskiej przy Deptaku Bogusława. Zawodnicy przyjechali w szortach, bo zapomnieli, że w Polsce w kwietniu jest jeszcze zimno.