Chodzi nade wszystko o to, że co najmniej 1,5 a może nawet 3 miliony (szacunki są różne) młodych ludzi z całego świata zadało sobie trud przybycia tutaj, wielogodzinnego koczowania na błotnistych (częste deszcze) polach, nie dla modnej muzyki, nie dla wygłupu, ale w imię wiary. A więc postęp i dobrobyt nie oznaczają automatycznej laicyzacji, istnieje i istnieć będzie znaczący procent wstępujących w życie pokoleń, dla których wiara jest potrzebą ducha, a pytanie o sens istnienia nie daje się zagłuszyć wrzaskiem reklamy. Być może jest to wiara trochę inna niż ich rodziców i dziadków, ale na pewno głęboka i ważna dla nich samych, skoro uznali, że trzeba i warto. Przecież zjawili się tak licznie niespełna dwa tygodnie po zamachu Nicei, gdzie terrorysta wjechał ciężarówką w świętujący tłum, zabijając 84 osoby, cztery miesiące po krwawej serii zamachów w Brukseli, osiem miesięcy po podobnej serii w Paryżu, która miała powalić Francję zastraszoną poprzednimi aktami terroru. Przybyli tak licznie w świecie, który terroryzmem oddycha jak powietrzem, a pomniejsze morderstwa z nienawiści stały się codzienną strawą mediów. Co z tego, że zatrutą?
A więc akt odwagi, bo zwłaszcza olbrzymie zgromadzenie w Brzegach było wymarzonym celem zamachowców. Odwaga nie tylko dlatego, że w świecie tak groźnym przybyli tak licznie, ale może jeszcze bardziej przez to, że stworzyli atmosferę nie samej modlitwy i zasłuchania się w słowa Franciszka, ale serdeczności, przyjaźni i wspólnej zabawy. A więc zrobili dokładnie to, co terroryści chcą zniszczyć. Poszedł stąd w świat obraz Polski bezpiecznej, umiejącej sprawnie zorganizować tak ogromne zgromadzenie, nie tylko rozmodlonej, ale rozśpiewanej i roztańczonej, przyjaznej ludziom o różnych kolorach skóry. W przeciwieństwie do wielu krajów w dniach zagrożenia nie stali u nas na każdym rogu komandosi z bronią gotową do strzału.
Jest to wielki sukces władz. Tak centralnych PiS-owskich, ale także lokalnych, bo w Małopolsce wciąż rządzi Platforma w koalicji z PSL. Sukces wspólny: to warto zapamiętać. I jeszcze jedno, nie mniej ważne. Młodzi zjechali tak tłumnie, aby chłonąć słowa 80-letniego starca. Czasem rzucał żarciki i opowiadał historyjki, ale mówił też o sprawach najtrudniejszych, o wyzwaniach wymagających najwyższego wysiłku. Znaczy to, że dialog pokoleń jest możliwy i starość też ma coś ważnego do powiedzenia młodości, a ta chce słuchać. Jeśli potrafimy być tacy, jak w Krakowie w tamtych dniach, to znaczy, że mordercy nie mają szans, a wojny będą odchodzić do przeszłości.