Najstarsze polskie kluby powstawały na początku XX wieku we Lwowie i Krakowie. Na Lubelszczyźnie około dwudziestu lat później. Dopóki znajdowała się pod zaborem rosyjskim, okupant tępił wszelkie organizacje, skupiające zwłaszcza młodzież, słusznie się obawiając, że krzewi się tam polskość i śni o niepodległości. Kluby sportowe były idealnym miejscem na takie rewolucyjne myślenie.
Z Lublina do Lwowa jest niewiele ponad 200 kilometrów, a z Lublina do Warszawy około 180 km. Stolica Lubelszczyzny leży mniej więcej w połowie drogi między tymi miastami, ale w czasach zaborów od Lwowa dzieliła ją granica, a przed wojną była tylko „miastem na szlaku". W sporcie niewiele tu się działo.
Region uzyskał szczególny status w czasach PRL. Dla komunistów stał się przyczółkiem nowego ustroju. Manifest PKWN, „Polska Lubelska", Fabryka Samochodów Ciężarowych i powstały przy niej w roku 1950 klub sportowy Motor - to były fakty, którymi należało się szczycić.
Szukano nawet miejsca, w którym pierwszy raz w powojennej Polsce rozegrano mecz piłkarski. Ustalono, że doszło do tego w Krasnymstawie, w sierpniu 1944 roku. Gwizdek sędziego zagłuszały armaty. W tym samym czasie, w Lublinie piłkarze, którym wojna zabrała najlepsze lata, grali z sowieckimi pilotami i innymi żołnierzami.
Biskup, prezes, prokurator
Na tych meczach był 23-letni żołnierz, który zaciągnął się z własnej woli do polskiego wojska i szedł z nim ze Lwowa na Zachód, nie wiedząc, że już nigdy do rodzinnego domu nie wróci. Stacjonując w Lublinie, w oczekiwaniu na zimową ofensywę, spał na pryczach w wyzwolonym obozie koncentracyjnym na Majdanku. Ten żołnierz nazywał się Kazimierz Górski.