Sytuacja na rynku pracy zmusiła śląskie spółki do poszukiwania pracowników na Ukrainie

Do niemal 33 tys. wzrosła w I półroczu na Śląsku liczba oświadczeń o zamiarze zatrudnienia pracowników ze Wschodu. Było ich ponad dwukrotnie więcej niż rok wcześniej.

Aktualizacja: 17.08.2016 11:47 Publikacja: 16.08.2016 23:00

Foto: Fotorzepa/Tomasz Jodłowski

- Mamy setki zamówień nie tylko na fachowców, w tym operatorów maszyn, ale także na niewykwalifikowanych robotników fizycznych. Bez pracowników z Ukrainy nie dałoby się dzisiaj prowadzić produkcji na Śląsku. Stanęłaby branża motoryzacyjna od Częstochowy przez Gliwice, Tychy po Bielsko-Białą - ocenia Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu agencji zatrudnienia Work Service.

Jak dodaje, deficyt na ręce do pracy jest tak duży, że pracodawcy coraz częściej nie pytają już, ile pracownik będzie kosztował - najważniejsze, by w ogóle był. W przypadku fachowców firmy przestają też określać sztywne stawki wynagrodzenia - zamiast tego indywidualnie uzgadniają zarobki.

Rynek równowagi

Efekty rosnącego deficytu rąk do pracy widać na Śląsku (podobnie jak w większości województw) w rosnącym zapotrzebowaniu na pracowników zza wschodniej granicy, głównie z Ukrainy. W pierwszym półroczu br. liczba oświadczeń o zamiarze zatrudnienia cudzoziemca złożonych w Powiatowych Urzędach Pracy sięgnęła 32,8 tysięcy zbliżając się do poziomu z całego ubiegłego roku (34,4 tys.). To oznacza 2,4 krotny wzrost tych oświadczeń w porównaniu z I półroczem 2015 r., co jest jednym z najwyższych wyników w Polsce.

Wprawdzie na Śląsku, gdzie bezrobocie rejestrowane spadło w czerwcu br. do 7,2 proc., nie brakuje regionów, w których nadal jest ono dwucyfrowe, to w uprzemysłowionych miastach praktycznie go nie ma. W Tychach odsetek dorosłych mieszkańców formalnie bez pracy wynosił w czerwcu 3,6 proc., w Bielsku-Białej - 3,7 proc., w Gliwicach - 4,7 proc. To oznacza, że był na poziomie tzw. bezrobocia naturalnego, które występuje w warunkach równowagi na rynku pracy. A ofert zatrudnienia przybywa.

Polakom się nie opłaca

Według Grażyny Walasz, naczelnika Wydziału ds. Rynku Pracy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Katowicach, na koniec czerwca do Powiatowych Urzędów Pracy w regionie zgłoszono 16,2 tys. ofert pracy, o 3 tys. więcej niż rok wcześniej. Teoretycznie o zapełnienie tych wakatów powinno być łatwo przy 7,2-proc. bezrobociu oznaczającym, że na koniec czerwca było „do wzięcia" 130,7 tys. potencjalnych pracowników. Tyle osób było zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy.

Jak jednak ocenia Grażyna Walasz, około jedna trzecia z nich rejestruje się wyłącznie ze względu na ubezpieczenie zdrowotne. W śląskich rejestrach bezrobotnych dużą grupę stanowią osoby, które nie pracują (przynajmniej oficjalnie) od kilku lat. Nie mają też ochoty na formalną aktywizację zawodową.

Wielu bezrobotnych krąży między urzędem pracy i ośrodkiem pomocy społecznej, choć nierzadko pracują na czarno zarówno w kraju, jak też za granicą, gdzie stawki są kilkakrotnie wyższe. Tymczasem gros napływających do urzędów pracy ofert zatrudnienia przewiduje minimalne albo niewiele wyższe wynagrodzenia. - Firmy, szczególnie przy pracach sezonowych, próbują zaoszczędzić na płacach, a bezrobotni nie chcą pracować za 8-9 zł netto na godzinę. Wolą pojechać do Niemiec – tłumaczy Grażyna Walosz. Według niej, to jeden z głównych powodów rosnącego zapotrzebowania na pracowników z Ukrainy, dla których te stawki są atrakcyjne.

Zdaniem Krzysztofa Inglota, zapotrzebowanie na ręce do pracy zwiększa rozwijająca się na Śląsku logistyka. W okolicy węzła autostrad A1 i A4 lokują się kolejne magazyny i centra dystrybucyjne. Szukają m.in. operatorów wózków widłowych, oferując ok. 12-13,5 zł na godzinę. Przy takich stawkach bezrobotnym np. z Warmii i Mazur nie opłaca się przeprowadzka na Śląsk. Firmy ściągają więc Ukraińców.

- Mamy setki zamówień nie tylko na fachowców, w tym operatorów maszyn, ale także na niewykwalifikowanych robotników fizycznych. Bez pracowników z Ukrainy nie dałoby się dzisiaj prowadzić produkcji na Śląsku. Stanęłaby branża motoryzacyjna od Częstochowy przez Gliwice, Tychy po Bielsko-Białą - ocenia Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu agencji zatrudnienia Work Service.

Jak dodaje, deficyt na ręce do pracy jest tak duży, że pracodawcy coraz częściej nie pytają już, ile pracownik będzie kosztował - najważniejsze, by w ogóle był. W przypadku fachowców firmy przestają też określać sztywne stawki wynagrodzenia - zamiast tego indywidualnie uzgadniają zarobki.

Pozostało 82% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Materiał partnera
Nowa trakcja turystyczna Pomorza Zachodniego
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki