Kłopoty mariny w Trzebieży zaczęły się w latach 90., kiedy skończyło się państwowe finansowanie Centralnego Ośrodka Żeglarskiego. Pomysłów na wolnorynkowe funkcjonowanie było wiele. Polski Związek Żeglarski długo poszukiwał inwestora dla spółki COŻ, powołanej w 1992 roku. Sześć lat temu dzierżawcą portu jachtowego została firma Smart, której szefuje kpt. Zdzisław Uherek. Wilk morski, z doświadczeniem w biznesie (zajmuje się zaopatrzeniem stoczni, statków), w Trzebieży wpłynął jednak na mieliznę. Dlaczego?
- Okazało się, że ten port potrzebuje nie dwóch milionów, o czym mówiła umowa dzierżawy, a 25 milionów! – stwierdza kpt. Uherek. – Gdybym wiedział to, co wiem teraz, przede wszystkim o stanie technicznym nabrzeży, w ogóle nie usiadłbym do rozmów – komentuje.
Wylicza, jakie inwestycje zrealizował w Trzebieży: remont budynku, zakupy wyposażenia, naprawy jachtów, uregulowanie zaległości za media, sfinansowanie projektów modernizacji przystani, spłata bankowego kredytu zaciągniętego przez poprzedników i in. Poniesione koszty zsumował w kilku segregatorach dokumentów. Wyszło ponad 1,7 mln zł, w tym 391 tys. na „Kapitana Głowackiego", flagową jednostkę trzebieskiego ośrodka, która w 2014 r. wygrała The Tall Ships Races.
Zamiast wspólnego świętowania sukcesu z PZŻ zaczęła się walka o pieniądze i klucz do kłódki na bramie ośrodka. Działo się dużo – były próby siłowego przejęcia, szpiegowanie, wymiana ochroniarzy, kasowanie nagrań monitoringu i odzyskiwanie danych, interwencje policji. Skąd tak ostry konflikt i emocje?
– Jesienią 2014 zapadła się część nabrzeża północnego – opowiada Uherek. - Wtedy zamówiłem ekspertyzę techniczną nabrzeża północnego, a później wezwałem nadzór budowlany i... port został zamknięty!