– Cieszy nas, że rośnie zainteresowanie zajęciami w szkołach czy przedszkolach – dodaje Martyna Goździuk, prezes Stowarzyszenia Gwara Warszawska. – Inicjatywa wychodzi od nauczycieli, a czasem od rodziców, którzy przyszli na nasze warsztaty, zobaczyli, że gwara jest czymś wartym uwagi i pytają o możliwość przyjścia do szkoły ich dzieci. W zeszłym roku wspólne ze Stowarzyszeniem Parafiada, prowadziliśmy pilotażowy projekt warsztatów w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. W tym roku rozszerzamy go o kolejne placówki.
Na początku 2014 roku stowarzyszenie nawiązało współpracę z urzędem miasta, czego efektem jest Karta Klawego Warszawiaka/Warszawianki – specjalna edycja warszawskiej karty miejskiej. Dziś każdy wyrobić sobie kartę z napisem „Warszawa jest klawa".
Akcja okazała się sukcesem, niestety była jednorazowa. – Mamy wrażenie, że władze miasta nie są za bardzo zainteresowane promocją warszawskiego folkloru i języka. Patrzą daleko w przyszłość, zapominając często o bogatej przeszłości – mówią w stowarzyszeniu i dodają, że mieszkańcy Warszawy mają mgliste pojęcie na temat gwary. „Jeżeli w ogóle o niej słyszeli, to sądzą, że jest zabytkiem, reliktem minionych czasów. Co wcale nie jest prawdą. Wystarczy przejść się ulicami Warszawy (nie tylko tej prawobrzeżnej), żeby usłyszeć zwroty, powiedzonka, słowa charakterystyczne dla tego miasta. Większość rodaków warszawskich nie ma pojęcia, że to właśnie jest gwara" – piszą na swojej stronie www.
Vava to
Na dowód prezentowane są przykłady współczesnej twórczości inspirowanej lokalnym językiem. Zwłaszcza Stanisław Grzesiuk (chłopak z Czerniakowa, chociaż urodzony pod Chełmem) odciska wyraźne piętno. Jeszcze w latach 90. Muniek Staszczyk (warszawiak, chociaż z Częstochowy) założył wraz z Andrzejem Zeńczewskim grupę Szwagierkolaska inspirującą się grzesiukową frazą.
Już w latach dwutysięcznych na scenę wkroczył skład Vavamuffin – połączenie reggae, elektroniki i tekstów wyśpiewywanych przez Pablopavo (mieszkańca na Stegien i Grochowa). Dużo lokalnej tematyki, w jednym z utworów – „Vava to" – Grzesiuk pojawił się pod postacią cytatu z pieśni „Nie zawracaj kontrafałdy".
„Nie zawracaj kontrafałdy, że w Warsiawie byłeś
Bo na Saskie Kiempe wcale nie chodziłeś
Jesteś frajer jakich mało, wieczne tam wesele
Karuzela kręci, młyn diabelski miele".
Klimat „warszawskich" tekstów Pablopavo – a jest ich niemało, choć ostatnio autor stara się odpruć łatkę stołeczności – nie opiera się jednak na eksponowaniu gwary. Czasem pójdzie się do Skaryszaka, czasem ktoś buchnie dziewczynę w mankiet, ona potem się gibnie, ktoś inny położy się w opakowaniu do koja. Jednak część z tych słów – poza czysto warszawskim Skaryszakiem – należy do ogólnie pojmowanego slangu miejskiego („kojo" trafiło tu z gwary więziennej).
„Lewarek śmieje się z gabloty,
Bo wziął czerstwiaka pod bajer zarobi na nim parę złotych,
Możesz mieć boja, to miasto wciąż baletuje,
Tu antki szybko przyklejają fanara na tróję,
Miasto zostało to samo, język się zmienił,
I są ziomki z podwórek zamiast ferajn z kamienic".
To już rap wychowanego na Bemowie Eldo („Ferajny"). Jak zauważa Bartek Chaciński, środowiska, które pielęgnują stare gwary lokalne, to bardzo często właśnie kręgi klubowe i hiphopowe. Warszawski styl eksponują stołeczni raperzy i zakładane przez nich firmy odzieżowe. – Zjawisko odrębnych gwar miejskich wydaje się nieco przygasać, ale – paradoksalnie – wracają do niego i korzystają ci, którzy tworzą własny, nowy, współczesny slang miejski – uważa autor słowników najmłodszej polszczyzny.
Internetowy Miejski słownik slangu i mowy potocznej zaczyna się dziś w okolicach terminu „abażur" (na określenie amfetaminy), zaś kończy „żonobijką", czyli „wąską męską podkoszulką z dzianiny z szerokim dekoltem i na wąskich ramiączkach". Są także znane od wielu dekad chawira, kosa czy kozak. Uważny badacz trafi także na flotę, czyli pieniądze – jak się okazuje, znane pod tym terminem od bardzo dawna. W 1893 roku satyryczne czasopismo „Mucha" opublikowało czterowiersz, świadczący o tym, że flota bez uszczerbku przepłynęła przez stulecia.
„Byłoby kwiatowe corso
Ale diablo krucho z forsą
Wiele bowiem jest ochoty
Ale za to nie ma floty."
Ostatnie słowo będzie należeć do Tyrmanda: „O gwarze warszawskiej decydują jednak nie wyrazy, lecz intonacje. Nie znaczy to, że gwara ta nie posiada mnóstwa słów zrodzonych w glebie tego miasta. Istnieje ogromna ilość słów i zwrotów, które tutaj wypowiedziane zostały po raz pierwszy i tutaj doszły do rangi znaczeń wyjątkowych i niepowtarzalnych, arcytrafnych i arcyśmiesznych. Niemniej – nie wyrażenia i zwroty decydują o warszawskiej gwarze. Prawdziwa gwara Warszawy to intonacja. W małym słówku „na pewno" rodowity warszawiak potrafi zawrzeć tak przebogaty wachlarz znaczeń i nastrojów, o jakim pojęcia nie mają i mieć nie mogą ludzie wymawiający to słowo w innych miastach lub w innych językach. W warszawskim „na pewno" rozbrzmiewa, zależnie od okoliczności, groźba lub prośba, pogarda lub szyderstwo, nadzieja lub zwątpienie, chwiejność lub moc charakteru. Odcień głosu, modulacja, akcent — oto co decyduje o gwarze warszawskiej.