W marcu 1968 roku Anilana Łódź grała w Krakowie z AZS-em. Wysoko przegrała. W bramce cudów dokonywał wtedy niespełna 20-letni, nikomu nieznany Szymczak. W szatni młokos nie mógł znaleźć bluzy od dresu. Zostawił ją w sali. Wrócił. Kibicie dopiero opuszczali widownię. Gdy ponownie zobaczyli bramkarza rywali, stanęli i zgotowali mu owację na stojąco. Trener Anilany Tadeusz Wadych powiedział, że to wtedy, 18 marca 1968 roku a nie 8 września 1948 roku, narodził się Andrzej Szymczak.
Gigant między drzewkami
Wtedy poznała go polska publiczność. Niewielka, bo piłka ręczna wciąż raczkowała. Nie było sukcesów, mecze odbywały się nie w halach, ale w salach gimnastycznych, tam, gdzie ścianę od linii końcowej dzieliło czasami pół metra. Silną drużynę reprezentacyjną juniorów, a potem seniorów, budowali Stanisław Majorek i Janusz Czerwiński. Powstały na tej bazie zespół w 1972 roku po raz pierwszy w historii wywalczył awans na igrzyska olimpijskie. W Monachium zajął 10. miejsce. To była przełomowa chwila. Powstała licząca się przez wiele lat na świecie reprezentacja. Szymczak był jej ostoją, fundamentem, skałą. Gazety nazywały go „gigantem między drzewkami".
Na swoich pierwszych igrzyskach nie miał szczęścia. Po remisie ze Szwecją i pokonaniu Duńczyków Polacy grali ostatnie spotkanie fazy grupowej z Rosją. Rosjanie musieli wygrać. W piątej minucie na nogę zawodnika Anilany spadł ciężki jak sztanga przeciwnik. Były podejrzenia, że zrobił to celowo, że miał wykończyć polskiego bramkarza, bo rywale zorientowali się, że jest za dobry. Szymczakowi poszły więzadła w kolanie. Lekarze wsadzili nogę w gips. Igrzyska dla niego się zakończyły. Spędził je w wiosce olimpijskiej.
Nikt nie chciał strzelać karnych
Wrócił do zdrowia, co w tamtych czasach nie było takie oczywiste i dwa lata później dał się poznać światu, tak jak kiedyś w Krakowie kibicom polskiej ligi. Mistrzostwa świata odbywały się w NRD. Polacy pojechali z marzeniem, żeby wejść do pierwszej ósemki. Skończyli turniej na czwartym miejscu. Bez Szymczaka nie byłoby to możliwe.
Zawodnik Anilany sam zatrzymał Szwecję, Hiszpanię, Danię i Czechosłowację. Dziennikarze z całego świata uznali go za najlepszego bramkarza zawodów. Bezdyskusyjnie. Z czasem kibice przychodzili specjalnie na mecz Polaków, żeby obejrzeć co wyczynia blisko dwumetrowy bramkarz jej reprezentacji. „Niepowtarzalny jest widok chudego, dwumetrowego Szweda Bjorna Anderssona, który stojąc na „siódemce" wyczynia ze swym ciałem coś na kształt tańca św. Wita, aby tylko oszukać naszego bramkarza. Nie sposób odczuć uczucia ulgi i entuzjazmu widowni, gdy biała piłka w swym locie napotyka rękę Andrzeja Szymczaka, zawodnika, którego nazwisko wzbudziło na VIII Mistrzostwach świata w piłce ręcznej powszechne uznania i gromkie brawa" – podsumował turniej wysłannik tygodnika „Sportowiec".