Regiony chcą zielonej energii

Nowe przepisy ustawy o odnawialnych źródłach energii mogą zahamować rozwój energetyki wiatrowej w regionach. Dyskutowali o tym marszałkowie podczas debaty „Życia Regionów".

Aktualizacja: 11.10.2016 16:03 Publikacja: 06.10.2016 23:00

Debata „Życia Regionów” (od lewej): Mieczysław Kasprzak, poseł, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Energii Odnawialnej, Piotr Czopek z departamentu energii odnawialnej Ministerstwa Energii; Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej; Jarosław Rzepa, wicemarszałek Województwa Zachodniopomorskiego; Janina Ewa Orzełowska, wicemarszałek Województwa Mazowieckiego; Adam Krzyśków, przewodniczący Konwentu Prezesów Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz reprezentujący „Rzeczpospolitą” redaktor Marcin Piasecki

Foto: Urzad Marszalkowski Wojewodztwa Zachodniopomorskiego

 

– Polska robi krok do tyłu, jeżeli chodzi o energię odnawialną – przekonywał poseł Mieczysław Kasprzak, szef Parlamentarnego Zespołu Energii Odnawialnej o zmianach ustawie o OZE.

– Teraz koncertujemy się na bardziej rozproszonym rozwoju mniejszych źródeł energii – odpowiadał mu Piotr Czopek z Ministerstwa Energii.

Nie ma miejsca na wiatraki

Okazją do debaty był Konwent Marszałków RP w Luboradzy w woj. zachodniopomorskim. Samorządowcy debatowali nad Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich, a jednym z głównych tematów były zmiany w ustawie o odnawialnych źródłach energii. Wśród istotnych, wprowadzonych do niej modfikacji, są nowe uwarunkowania dla budowy tzw. farm wiatrowych. Zgodnie z tą regulacją wiatraki mogą być budowane w odległości nie mniejszej niż 10-krotność ich wysokości od zabudowy mieszkalnej. W praktyce oznacza to 1,5 do 2 km. Wg branży ta zmiana radykalnie ograniczy liczbę miejsc, gdzie mogą powstawać takie farmy.

– Zablokowano możliwość dalszego rozwoju energetyki wiatrowej – tak zapisy nowej ustawy oceniał Jarosław Rzepa, wicemarszałek zachodniopomorski. Właśnie na Pomorzu Zachodnim jest najwięcej instalacji wiatrowych w Polsce. – Po przyjęciu ustawy przeprowadziliśmy dogłębną analizę skutków jej wprowadzenia pod kątem potencjalnych możliwości lokalizacji nowych farm wiatrowych. Radni sejmiku województwa poznali te wyniki i są one bardzo złe – mówił Rzepa. – Tak naprawdę energii wiatrowej w naszym województwie już nie ma. Nie ma potencjalnych miejsc do posadowienia nowych inwestycji. W regionalnym programie operacyjnym mamy zapisane dalsze wsparcie dla energetyki odnawialnej, w tym wiatrowej. Są plany zagospodarowania przestrzennego, są gminy, które tak naprawdę czekają na te dodatkowe środki, bo chcą się szybciej rozwijać, a niekoniecznie mają większe subwencje. Są właściciele gruntu, którzy na to liczą, są miejsca pracy, które zostały stworzone dzięki tej gałęzi energetyki. Tymczasem wiemy dzisiaj, że już się zwalnia specjalistów. Dlatego region podszedł bardzo negatywnie do tych rozwiązań. Dwukrotnie wyraziliśmy swoje zdanie i mamy nadzieję, że refleksja przyjdzie.

W imieniu branży głos zabrał Wojciech Cetnarski, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Energii Wiatrowej. – Od lat prowadzimy badania opinii społecznej na temat odbioru energii odnawialnej i wiatrowej w Polsce. Ma ona 70 – 80 proc. zwolenników. Tymczasem energetyka wiatrowa została publicznie napiętnowana i potraktowana w sposób dyskryminacyjny. Ustawa antywiatrakowa wprowadza sztywne, arbitralne odległości, które odbiegają od jakiejkolwiek rzeczywistości ekonomicznej i technicznej. Odległość 2 km od zabudowań czy ścian lasu oznacza, że wiatraki będzie można budować w miejscu gdzie pomiędzy jednym, a drugim domem jest odległość rzędu 4 km – mówił Cetnarski. Tymczasem w wielu regionach kraju takich miejsc, gwarantujących wystarczająco dobre warunki wiatrowe, praktycznie takich miejsc nie ma.

Przekonać społeczeństwo

– Wspomniał pan o badaniach stosunku Polaków do energii odnawialnej. Wyniki były dobre. Jednak coś poszło nie tak, jeżeli chodzi o nastawienie do wiatraków – dopytywał Marcin Piasecki, dziennikarz „Rz" prowadzący debatę. – Gdyby przepisy zmieniono zgodnie z odczuciem społeczeństwa, to mielibyśmy protesty i demonstracje. Przepisy zostały wprowadzone, sytuacja jest omawiana na panelach takich jak ten i poza tym nic się nie dzieje. Ludzie nie zostali do tego przekonani.

– Nie zgodzę się, że nie ma protestów dotyczących zahamowania rozwoju energetyki wiatrowej. Pod Sejmem były demonstracje – oponował Wojciech Cetnarski. Szef Polskiego Stowarzyszenia Ferm Wiatrowych przyznał jednak, że istnieje problem społeczny związany z lokalizacją ferm i uzyskiwania korzyści przez lokalne społeczności.

– Zdarzają się sytuacje, że kilka osób podpisuje dzierżawę swojego terenu pod turbinę i uzyskuje z tego tytułu bardzo duże przychody, podczas kiedy reszta mieszkańców uważa, że nic z tego nie będzie miała. Niestety ludzie nie widzą tego, jaki podatek się płaci na rzecz całej społeczności lokalnej. My jako inwestorzy nie doceniliśmy elementu odbioru społecznego i tego, że na własną prośbę wykreowaliśmy wśród osób mieszkających w pobliżu farm wiatrowych poczucie niesprawiedliwości. Opracowaliśmy w stowarzyszeniu program partycypacji społecznej, który pozwala wszystkim mieszkańcom okolic, gdzie stoją wiatraki, a nawet wszystkim mieszkańcom gmin, odnosić bezpośrednie korzyści, nie tylko w formie podatku od nieruchomości. Członkowie stowarzyszenia są gotowi - jeżeli Sejm zechciałby zastosować takie regulacje, możemy wdrożyć taki program. To jest właściwa droga, a nie wprowadzanie zakazów i nakazów.

O konieczności edukacji, ale i komunikacji z mieszkańcami terenów, na których powstają inwestycje energetyczne, mówiła też Janina Ewa Orzełowska, wicemarszałek województwa mazowieckiego. - Każda inicjatywa budzi emocje. Czy będą one negatywne, czy pozytywne, zależy od komunikacji i rozmowy z mieszkańcami. Nie można ich stawiać przed faktem wybudowania jakiejkowiek instalacji, czy to odpadowej, dotyczącej wiatru czy fotowoltaicznej. Oni muszą brać udział w rozmowach. Obserwowałam to na Mazowszu, jak budowaliśmy pierwsze solary. Połowa małych miejscowości była przeciwna, połowa, która się zdecydowała, świetnie korzysta z dobrodziejstw solarów. Dzisiaj ci, co byli przeciwnikami mówią, że też chcą. Podobny problem dotyczy biogazowni, które też budzą wiele emocji. Tu potrzebna jest dobra informacja. Na Mazowszu w części gmin, które przeszła taki etap edukacyjny, coraz częściej mówi się o pełnym wykorzystaniu wszystkich źródeł odnawialnych. I tam, gdzie jest dobry wiatr, chcą wiatraków, chcą biogazowni, chcą fotowoltaiki. Gminy chcą być niezależne energetycznie – tłumaczyła Janina Ewa Orzełowska.

Wtórował jej Adam Krzyśków, prezes Konwentu Prezesów Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. – Musimy pokazać społeczeństwu, ile faktycznie zużywamy energii. I nie chodzi o to, czy dane urządzenie ma klasę A czy A+. To takie atrakcje marketingowe. Potrzeba spojrzenia na całe gospodarstwa domowe. Zabrakło też edukacji przy wprowadzaniu wiatraków do Polski. Na początku to była atrakcja, ale nie znam przypadków, żeby wiatrak był własnością gminy, wspólnoty lokalnej czy sołectwa.

Zmiany są konieczne

Piotr Czopek, szef Departamentu Energii Odnawialnej w Ministerstwie Energetyki bronił nowych przepisów. Obecnie w polskim bilansie energetycznym 12 proc. to energia odnawialna, a do 2020 r., zgodnie z wytycznymi UE, będzie to 15 proc.

– Patrząc na energetykę wiatrową mamy w kraju 5700 MW mocy, gdzie plany rozwoju przewidywały do 2020 roku 5600 MW. Osiągnęliśmy więc założony poziom i teraz chcemy skupić się na innych źródłach, które nie miały takiej siły przebicia, jak choćby gazownie rolnicze czy elektrownie wodne. Rozmawiamy też o fotowoltaice, czyli elektrowniach słonecznych. Stopień spadku cen przy tej technologii jest bardzo wysoki i te źródła też mają szanse na rozwój. Nie mówimy, że to koniec energetyki wiatrowej. Wprowadziliśmy takie pojęcie, jak instalacja hybrydowa, która może łączyć kilka źródeł, tak, aby była ona bardziej stabilna. Elektrownia wiatrowa, biogazownia, energia fotowoltaniczna mogą współpracować i bilansować nawzajem. Bo z punktu widzenia Ministerstwa Energii ważne jest, to czy energia jest stabilna, bezpieczna, wytwarzana wtedy, kiedy jest potrzebna – przekonywał Piotr Czopek.

Poseł Marek Kasprzyk, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Energii Odnawialnej podkreślał, że niezależnie od wyboru koncepcji jesteśmy skazani na energię odnawialną. – Po pierwsze zasoby węgla się wyczerpują, możemy mówić, że wystarczy ich jeszcze na 50 czy 100 lat, ale jednak stale ich ubywa. Trzeba szukać alternatyw. Słońce świeci, może kiedyś się wypali, ale są to rzeczy niewyliczalne. Z naszego punktu widzenia to nieograniczone źródło energii. Jest wiatr, woda płynie i będzie płynąć. Mamy źródła, które są nie szkodliwe albo bardzo mało szkodliwe i niewyczerpalne. Polska jest na poziomie 11-12 proc. wykorzystania energii odnawialnej, a mamy mieć 15 proc. do 2020 roku. Nie rzecz w tym, żebyśmy się licytowali, czy jest to dużo czy mało, czy wykonamy plan czy nie wykonamy – mówił poseł Kasprzyk. – Ważne, żebyśmy mieli koncepcje i pomysł, jak w w przyszłości ma wyglądać polska energetyka.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska