Jako pierwszy zagra w Hali Torwar 27 marca Sting. Jeden z najbardziej utytułowanych muzyków świata, były lider The Police, wydał 11 listopada pierwszy od 13 lat rockowy album „57th & 9th".
Kameralny kontakt
– Nie do mnie należy ocenianie mojej pracy. Tym razem jednak muszę zrobić wyjątek: to naprawdę dobra płyta – powiedział „Rzeczpospolitej". – Myślę, że odwzorowuje moje muzyczne DNA, na które składają się rock and roll, folk, etno i jazz. Teksty powstawały w spontaniczny sposób. Naprawdę nie miałem zamiaru pisać o uchodźcach czy zagrożeniu dla naszej planety. Okazało się jednak, że to sprawy głęboko zakorzenione w mojej podświadomości. Oczywiście codziennie czytam gazety i wkurzam się tym, co złego dzieje się na świecie zarówno w wielkiej polityce, jak i w sprawach społecznych. Dlatego wcale nie jestem zaskoczony wydźwiękiem moich piosenek. To najbardziej gitarowy album, jaki nagrałem w życiu. Wciągnąłem rockową banderę na maszt i przyglądam się, jak działa.
Trzon zespołu stanowili perkusista Vinnie Colaiuta, gitarzysta Dominic Miller oraz Jerry Fuentes i Diego Navaira z teksasko-meksykańskiej grupy Last Bandoleros.
Sting przyjeżdżał do studia bez gotowego materiału i komponował na miejscu z muzykami. Muzyk, który skończył 65 lat, nie ukrywa, że w jego życiu coraz większe znaczenie ma temat śmierci.
Mam to ciągle z tyłu głowy dodaje. Bezpośrednim impulsem do napisania ballady „50,000" była śmierć Prince'a. To opowieść w formie nekrologu, który przypomina wielkie czasy sukcesów, a kończy się smutną refleksją.