Korytarzem z czerwonej cegły można obejść pod ziemią cały plac Wolności. Dętka mierzy 142 m, ma niespełna 1,8 m wysokości, 1,5 m szerokości i jest świetnie zachowana. Nie ma tu już wody, za to na ścianach wiszą archiwalne fotografie i kopie dokumentów z okresu budowy łódzkiej kanalizacji.
Czyli z czasów, w których do rozwiązania problemu zatrudniono Williama Heerleina Lindleya, jednego z najlepszych europejskich fachowców, który miał w dorobku (wraz z ojcem – również Williamem – i bratem Josephem) budowę warszawskich Filtrów. Łódź miała być wyłącznym dziełem Williama Heerleina, niestety projekty, które przedstawił magistratowi w 1909 roku, okazały się bardzo kosztowne w realizacji i trafiły do szuflady. Prace zaczęły się dopiero w 1924 roku, już pod kierownictwem Stefana Skrzywana, współpracownika Lindleya na budowach w Warszawie i Baku.
Do wybuchu drugiej wojny światowej w Łodzi powstało ponad 105 km kanałów, przyłączono do nich 2709 nieruchomości. Z kanalizacji korzystała jedna trzecia mieszkańców miasta. – Wszystkie zbudowane wtedy kanały są nadal użytkowane, remontujemy je tylko. Właśnie trwa sezon napraw, prace te można wykonywać tylko zimą – wyjaśnia „Rz" Miłosz Wika, rzecznik łódzkiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji.
William V
Po kanalizacji przyszedł czas na wodociągi. Prace rozpoczęły się w latach 30., jednak w dobie światowego kryzysu miasto zdecydowało się na najtańsze rozwiązanie – studnie głębinowe, które miały zaspokoić potrzeby mieszkańców na najbliższe 20 lat. Do wybuchu wojny powstała część studni i zbiorników na wodę, jednak samego wodociągu nie ukończono.
Efektem tamtych prac jest „podziemna katedra" na Stokach – rezerwuary wody pitnej (także zaprojektowane przez Lindleya), wybudowane w jednym z najwyższych punktów miasta. Powstała w ten sposób naturalna wieża ciśnień, z której, dzięki sile grawitacji, woda spływa do domów położonych poniżej. Różnica poziomu między lustrem wody w zbiornikach Lindleya a najniższym punktem zasilanym z łódzkiej sieci wodociągowej wynosi 90 m.