Miasto znalazło się w świetle jupiterów, na pancerzach Abramsów wożą się oficjele, telewizyjne kamery śledzą ruchy wojska na posterunkach i po służbie.
Żagańskie władze zapewniają, że do tej pory zawsze serdecznie witały u siebie zagranicznych mundurowych, gościnności mieszkańców doświadczyli Hiszpanie czy Brytyjczycy, ale kontyngent z USA zasługuje na specjalne traktowanie. Także dlatego, że wojskowi z USA chcą się w Lubuskiem zadomowić. Ujęli poza tym mieszkańców otwartością. Styczniowy, czwarty już żagański Dzień Życzliwości świętowano wspólnie, były wzajemne, oczywiście życzliwe, pozdrowienia i życzenia. Włodarze wspominali przy okazji przełamywanie lodów sprzed roku, gdy w czasie manewrów Anakonda wspólnie z wojskowymi gośćmi z Ameryki świętowano w mieście Dzień Dziękczynienia. Pieczone indyki z polskiej hodowli połączono wówczas na stołach z przysmakami staropolskiej kuchni. Agnieszka Zychla, rzecznik żagańskiego magistratu, przypomina, że goście włączyli się potem w tradycyjne imprezy, np. Narodowe czytanie polskich lektur. „Quo Vadis" zabrzmiało wówczas po angielsku...
Zychla zwraca uwagę, że US Army doskonale prezentuje się nie tylko na lekcjach w żagańskich szkołach i od święta. Oficerowie i żołnierze są autentycznie ciekawi Lubuskiego. Doskonale znają historię wielkiej ucieczki alianckich jeńców w marcu 1944 r. z tutejszych niemieckich stalagów, wiedzą, co to był drążony w Stalag Luft 3 tunel Harry i dlaczego wydarzenia z przeszłości zasługiwały na ekranizację.
Takie niezdawkowe zainteresowanie regionem cieszy gospodarzy nie mniej niż biznesowe ożywienie spowodowane obecnością na lokalnym rynku dodatkowej, dewizowej siły nabywczej. Mundurowi zza Atlantyku ruszyli do sklepów, zyski liczą sprzedawcy usług internetowych, pralnie. Po służbie zapełniają się restauracje i bary. W gastronomii furorę robią kucharze oferujący zwłaszcza stuprocentowo polskie zupy i pierogi.
– Miasto wierzy, że inwestycyjny impuls dopiero eksploduje. Czas pokaże i oczywiście zapewne sami goście – czego będą potrzebować najbardziej.