Rz: Urodziła się pani w Opolu, więc nie ma się co dziwić, że aktorska kariera przebiega śpiewająco.
Barbara Kurdej Szatan: Z mieszkańcami Opola pewnie bywa różnie, ale ja już od podstawówki chodziłam do klasy muzycznej. I każdy z nas na czymś grał. Ja na wiolonczeli. Ukończyłam szkołę muzyczną. Mama zapisała mnie do chóru dziecięcego „Legenda", potem do Studia Piosenki w Opolu, które zresztą zakładała Elżbieta Zapendowska. Potem przejął to Jacek Mełnicki, który stworzył z nami chór gospel, w którym śpiewam właściwie do dziś. Można powiedzieć więc, że w Opolu rozwijałam się muzycznie, wokalnie i teatralnie, bo jeździłam też na warsztaty teatralne z Andrzejem Głowackim, które współorganizowała moja mama.
Bardzo muzyczna rodzina...
Tej tradycji muzycznej nie było wcale tak wiele. Mama wprawdzie kochała teatr i muzykę, ale ani nie grała, ani nie śpiewała. Jedna babcia śpiewała w chórze, a druga pracowała w teatrze jako krawcowa. Do dziś mam jej piękne sukienki, z którymi trudno się rozstać. Mama prowadzała nas do teatrów i dbała o artystyczną edukację, dzięki niej mogłyśmy się z siostrą rozwijać.
Pani siostra, Katarzyna Kurdej-Mania, jest aktorką Teatru Muzycznego w Gdyni. Ale chciałbym wrócić na chwilę do Opola, by zapytać panią o ulubione miejsca.