Flaga skradziona nocą

Istnieje dość powszechny pogląd, że Warszawa nie lubi się z Łodzią i wzajemnie, a u źródeł tych uczuć są animozje pomiędzy Legią a Widzewem. Być może część kibiców tak ma. Ja nie lubiłem Łodzi za coś zupełnie innego.

Publikacja: 03.05.2017 22:30

Kiedy miałem 12 lat, podczas mojej nocnej warty na obozie harcerskim na Wolinie ktoś ukradł z masztu flagę. Wiadomo było kto, bo następnego dnia rano się pochwalił. Byli to moi rówieśnicy, druhowie z Łodzi, którzy rozłożyli się obozem nieopodal. Łodzianie wystawili mój warszawski spryt, czujność i inteligencję na pośmiewisko. Obdarzałem ich w związku z tym uczuciem, które przeniosło się na wszystkich mieszkańców.

Jakoś z tym żyłem, nie mając okazji na rewanż, dopóki nie zacząłem regularnie chodzić na mecze Legii. Mówimy o prehistorii, Widzewa wtedy nie było. Był i liczył się tylko ŁKS. Przypomnę tu anegdotę, opowiadaną przez Marka Citkę. Kiedy jako najlepszy polski piłkarz znalazł się na prywatnej audiencji w Watykanie, papież nie tylko go nie znał, ale zdziwił się, że jest w Łodzi taki klub jak Widzew. O ŁKS słyszał.

Przez kilkanaście lat moje harcerskie zaszłości z łodzianami załatwiali piłkarze Legii w meczach z ŁKS. Ale kiedy już Widzew znalazł się w ekstraklasie, prezes Ludwik Sobolewski okazał się sprawniejszy od pułkowników z Łazienkowskiej, a Zbigniew Boniek wyrastał na następcę Kazimierza Deyny, zaczęła się prawdziwa rywalizacja, bez której historia polskiej piłki byłaby uboższa. A Widzew osiągnął to, co Legia: półfinał rozgrywek o Puchar Mistrzów.

To było godne szacunku, a ponieważ rozumu też nam przybywało, szybko dla normalnych kibiców i dziennikarzy z Warszawy Widzew i ŁKS przestały być klubami, które się lekceważy, a stały się partnerami. Towarzyszył temu rozwój życia towarzyskiego. Kiedy do Widzewa przyjechał Juventus, koledzy z Łodzi stworzyli razem z warszawiakami dziennikarską drużynę, która na stadionie Włókniarza złoiła skórę włoskim żurnalistom.

Przyjemnością były kłótnie z niereformowalnym kibicem Widzewa red. Bogusławem Kukuciem, z którym lubimy się od 40 lat. Chłopaki z Łodzi: Paweł Strzelecki i Darek Kuczmera, pracowali ze mną w „Piłce Nożnej" w stolicy. Z przyjemnością jeździłem do Łodzi, żeby spotkać się z trenerem Leszkiem Jezierskim. Do Janka Tomaszewskiego, który u szczytu popularności mógł jeździć swoim mirafiori Piotrkowską na czerwonym świetle, do wybitnego hokeisty, czterokrotnego olimpijczyka Jurka Potza, Marka Dziuby, Mirka Tłokińskiego, Stasia Terleckiego...

I już nie było podziałów i od dawna ich nie ma. Cieszę się, że Widzew ma piękny stadion, podziwiam jego wiernych kibiców, czekam, aż z jednej trybuny zrobi się cały stadion ŁKS. Zazdroszczę łodzianom Manufaktury i muzeum Artura Rubinsteina w pałacu Poznańskiego, cieszę się, że mogę tam teraz dojechać z Warszawy autostradą w godzinę. A kiedy już jestem u celu, czuję się jak w domu.

Kiedy miałem 12 lat, podczas mojej nocnej warty na obozie harcerskim na Wolinie ktoś ukradł z masztu flagę. Wiadomo było kto, bo następnego dnia rano się pochwalił. Byli to moi rówieśnicy, druhowie z Łodzi, którzy rozłożyli się obozem nieopodal. Łodzianie wystawili mój warszawski spryt, czujność i inteligencję na pośmiewisko. Obdarzałem ich w związku z tym uczuciem, które przeniosło się na wszystkich mieszkańców.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Materiał partnera
Nowa trakcja turystyczna Pomorza Zachodniego
Materiał Promocyjny
Citi Handlowy kontynuuje świetną ofertę dla tych, którzy preferują oszczędzanie na wysoki procent.