Z pisaniem jest jak z małżeństwem

Spotkanie z miastem warto zacząć od piernikowych lodów – mówi Marcel Woźniak autor kryminału, w którym Toruń boi się razem z bohaterami.

Publikacja: 29.06.2017 00:01

Z pisaniem jest jak z małżeństwem

Foto: archiwum prywatne

Rz: Gdzie spotykają się ludzie w Toruniu?

Marcel Woźniak: Tak jak w Warszawie ludzie kiedyś schodzili się pod Rotundą, tak u nas – pod Kopernikiem albo pod kopcem. Pod kopcem przecina się południk z równoleżnikiem. Z kolei pomnik Kopernika wskazuje palcem w niebo i stoi u podnóża wieży z zegarem, którego bicie słychać w całym mieście. To toruńskie centrum świata.

Piszesz w Toruniu i o Toruniu, ale jak tu trafiłeś?

Szukałem uczelni w pobliżu Kwidzyna, gdzie się urodziłem. Wahałem się między Gdańskiem i Kwidzynem. O Toruniu wiedziałem tyle, że są tam pierniki i Kopernik, który był kobietą. To miasto tak mnie pochłonęło, że już na pierwszym roku studiów założyłem zespół muzyczny, trafiłem do offowego teatru, chóru i do każdej knajpy w tym mieście, a potem oczywiście wyleciałem ze studiów z wielkim hukiem.

Słuchając ciebie chciałam spytać, czy miałeś jeszcze czas na naukę.

No właśnie nie miałem (śmiech). Moje studia to długa historia, ale podsumuję to tak, że jeden z profesorów powiedział mi, że najlepsi studenci nie zawsze są najmądrzejsi. Chodziło mu o to, że oprócz ocen liczy się też własna droga. Gdy szedłem na studia, moje wyobrażenie o przyszłości było dość konserwatywne, czyli – matura, studia, dyplom, angielski, prawo jazdy i etat albo wyjazd do Anglii.

Coś jednak w twojej ścieżce naukowej zadziałało, bo aż trzy razy dostałeś stypendium kulturalne?

Zacząłem robić filmy krótkometrażowe, dostałem symboliczne stypendium od miasta. To była czarno-biała historia o życiu, którego metaforą są szachy, a działa się na toruńskiej starówce, wśród tych wszystkich gotyckich baszt i bram, jedna wygląda zupełnie jak szachowa wieża. Całość toczyła się w gotyckiej architekturze Torunia, wpisanej na listę Unesco. Na pokaz przyszedł nawet prezydent Torunia, ale prywatnie, dyskretnie usiadł z tyłu i go nie zauważyłem. Film ruszył w trasę po Polsce „Movies from the heart of Poland".

Tak po prostu zacząłeś robić filmy?

Gdybym miał powiedzieć, co mi dało to miasto, to proszę bardzo – filmoznawstwo na uniwersytecie Mikołaja Kopernika zainteresowało mnie filmami, na festiwalu w kultowym klubie NRD w Toruniu spotkałem pewną reżyserkę, powiedziałem jej, że chciałbym robić filmy, a ona powiedziała „no to rób". I chociaż to brzmi banalnie, to właśnie tak było. I chciałbym zauważyć, że mogłem spotkać tę reżyserkę, bo ktoś ją do Torunia zaprosił na imprezę, którą ktoś zorganizował i sfinansował.

Czym jeszcze żyje Toruń?

Miasto organizuje festiwal kulturalny Bella SkyWay, święto muzyki, święto tańca. Mamy tu także międzynarodowy festiwal filmowy Toffifest i Camerimage za miedzą, w Bydgoszczy, to olbrzymie marki, znane w Polsce. Na Katarzynki przyjeżdżają ludzie, którzy tu się urodzili i zostawiają odciski swoich dłoni, był Bogusław Linda, Aleksander Wolszczan.

Napisałeś kryminał, który się dzieje właśnie w tych murach?

Ja nazywam „Powtórkę" powieścią miejską, bo miasto jest jednym z bohaterów. Ma swój charakter, reaguje, boi się razem z mieszkańcami. To pierwsza część trylogii o losach Leona Brodzkiego, rasowego toruńskiego gliny. Oprócz tego, że jest normalnym kryminałem, pełnym trupów i śledztw, moja powieść jest małym hołdem dla miasta.

Dobrze znasz miasto?

Pracowałem w mediach, w sklepie, w kawiarni, jako recepcjonista, nawet rozdawałem ulotki.

No właśnie, można z nią zwiedzać miasto?

Nie jest to przewodnik turystyczny, ale miejsca, o których piszę w książce, nawet ludzie istnieją naprawdę. W Toruniu wszyscy słyszeli o panu Henryku, taksówkarzu. Ludzie czekali na postoju specjalnie na niego. Pan Henryk przez 50 lat prowadził drugą taksówkę w powojennej historii miasta. Pasażerów częstował czekoladą. Niektórych wiózł najpierw i do chrztu, i do ślubu.

A gdyby ktoś spędzał w Toruniu delegację i miał kilka godzin wolnych?

W lecie trzeba koniecznie zacząć od lodów piernikowych. Toruń słynie też z pierogów i naleśników. Może też iść na ulicę św. Ducha na tosty w antykwariacie. Potem można zrobić szybką rundkę po starówce, bo wszystkie wieże można obejść w 20 minut. Z tym lodem piernikowym w ręku warto przejść się ulicą Żeglarską, skręcić w św. Jana, potem minąć ul. Łazienną, wejść w Ciasną, dojść do Podmurnej, dojść do średniowiecznej fosy, wejść na Przedzamcze i rzucić monetę smokowi.

Napisałeś już dwie książki. Jakie masz sposoby na to, by doprowadzić pracę do końca?

Najważniejsze to faktycznie ją napisać, zacząć i skończyć. Może banał, ale zastanawiamy się nad czymś tak długo, że zapominamy, by zacząć. Ja się zastanawiałem dziesięć lat. Gdy pracowałem w sklepie, zapisałem na kartkach ponad 100 stron obrazów z życia miasta i nigdy tej książki nie skończyłem. Poeta Brodzki powiedział, że poeta, pisząc wiersz, nie wie, dokąd dojdzie i często jest potem zdziwiony efektem. Za bardzo się zastanawiamy, czy nasze dzieło będzie dobre. To tak jak z małżeństwem, nie możesz zakładać, że się nie uda, a zazwyczaj dzieją się rzeczy magiczne.

CV

Marcel Woźniak – ur. w 1984 roku w Kwidzynie, absolwent polonistyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz adaptacji scenariuszowej w Warszawskiej Szkole Filmowej. Scenarzysta telewizyjny, reżyser („Caissa" i „Snufit"), dziennikarz i reporter (Radio Plus Toruń, Radio Sfera UMK), animator kultury. Autor książki „Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie" (Wydawnictwo MG), trzykrotny stypendysta kulturalny prezydenta Torunia (2011, 2013, 2015). Powieść kryminalna „Powtórka" (Wydawnictwo Czwarta Strona) jest jego prozatorskim debiutem.

Regiony
Dolny Śląsk konsekwentnie wspiera Ukrainę
Regiony
Tak Warszawa podniosła się z ruin
Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia