Dziennikarze zadawali sobie pytanie, czy ktoś przyjdzie na lotnisko witać drużynę, która nie wygrała ani jednego meczu.
Wiedzieliśmy, że nasz los zależy od trzeciego meczu – z Peru. Musieliśmy wygrać. W dniu tego meczu, po śniadaniu kazano nam się ubrać w wyjściowe garnitury i zejść do sali konferencyjnej hotelu. Kierownictwo zrobiło nam odprawę, odwołując się do wartości patriotycznych. Padały więc słowa „ojczyzna", „honor" i tak dalej. Zebranie partyjne dla bezpartyjnych. Zupełnie jak byśmy sami nie wiedzieli, że po prostu trzeba wygrać. Ale strach był.
Nawet pan się tak czuł? Przecież znowu zaczął pan mecz na ławce.
W tej atmosferze każdy się bał, że jak popełni jakiś błąd, to może zostać odebrane jak świadome działanie. To było chore. W takich okolicznościach doczekałem się debiutu na mundialu. Janek Jałocha złapał kontuzję i w 26. minucie, pamiętam jak dziś, zająłem jego miejsce na lewej obronie. Z jego bratem Kazikiem grałem w ŁKS. Początkowo czułem się w tym meczu jak debiutant, mimo że miałem za sobą ponad 40 meczów w kadrze. Wszyscy byliśmy spięci. Do przerwy 0:0, pozostało 45 minut, by zapewnić sobie awans, a przecież przez dwa i pół meczu nie strzeliliśmy ani jednej bramki. No i kiedy po przerwie Włodek Smolarek zdobył pierwszą, wreszcie się odblokowaliśmy. W ciągu 20 minut wbiliśmy Peruwiańczykom pięć goli i awansowaliśmy. Tak się zaczęła piękna droga.
A my nagle zaczęliśmy w was wierzyć.
Z kibicami i dziennikarzami tak jest: jednego dnia kochają, drugiego nienawidzą i na odwrót. Piłkarze i trenerzy muszą się do tego przyzwyczaić. Ale faktem jest, że od spotkania z Peru dawaliśmy powody do radości. Zwycięstwo otworzyło nam furtkę na wielki piłkarski świat. Zbyszek Boniek w meczu z Belgią zrobił coś wyjątkowego. Strzelić trzy gole w ćwierćfinale mistrzostw świata to wielka sztuka. No i potem walka z Rosjanami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że remis daje nam miejsce w czwórce najlepszych na świecie. To była wojna. Oni grali bardzo dobrze, my też. Każdy pamięta szarże Włodka Smolarka i jego przetrzymywanie piłki przy narożnej chorągiewce, żeby zabrać czas. Ja miałem problem, bo po mojej prawej stronie boiska grał Grzesiek Lato, który był znakomity, ale chwilami już ledwo zipał i cofał się na moją pozycję, by odpocząć. Więc mówię mu, by odpoczywał z przodu, bo tam ktoś go będzie pilnował, a mnie tylko przeszkadza.