Rz: Co nowego na tegorocznym, trwającym właśnie Przystanku Woodstock?
Jurek Owsiak: Pytasz, czy coś się wydarza po raz pierwszy? Wizyty każdego z gości Akademii Sztuk Przepięknych. Formuła jest utarta, ale samo spotkanie zdarza się pierwszy raz – czy to z Maciejem Orłosiem, czy z generałem Mirosławem Różańskim, czy z dominikaninem o. Pawłem Gużyńskim. Wszystkie one później bardzo głęboko siedzą w ludziach, to czyni z Woodstocku rzecz wyjątkową... O, pierwszy raz będzie też Runmageddon – bieg z przeszkodami. Wakacyjne wyzwanie dla woodstockowiczów.
Na drodze festiwalu również pojawiły się przeszkody?
Mogę powiedzieć, że połączyło nas wyzwanie rzucone kilka tygodni przed rozpoczęciem Przystanku przez ministra spraw wewnętrznych – negatywna opinia o czymś, co od 22 lat budowane jest przez obywateli. Ważnym kolorem tego festiwalu jest samo bycie na nim, reakcje i relacje panujące między ludźmi – a wszystko to dzieje się w Polsce, w której istnieją dwa różne światy. Tu na Woodstocku budujemy społeczeństwo przyjazne, pomocne, ufne, mówiące do siebie pogodnym, dobrym, ludzkim głosem. I chyba nam tego brakuje na co dzień, bo ludzie chcą tu być, chociaż na innych festiwalach grają znacznie bardziej znane zespoły. Nam taka znana kapela zżarłaby wszystkie pieniądze.
Jak odebraliście nadanie Przystankowi statusu imprezy masowej podwyższonego ryzyka?