Rz: Manufaktura zaczynała 25 lat temu jako rodzinna firma zatrudniająca dziesięć osób. Dziś pracuje 240 osób.
Paweł Zwierz: Początki firmy są typowe dla większości polskich biznesów. Podczas transformacji ustrojowej przełomu lat 80. i 90. pan Wiesław Smoleński, prezes państwowej Ceramiki Artystycznej, i mój ojciec Janusz Zwierz, jej główny technolog, połączyli siły i postanowili stworzyć własną firmę. Jako pragmatycy po jedynym w kraju Wydziale Chemii Ceramicznej na Akademii Górniczo-Hutniczej wiedzieli, że jeżeli chcą odtworzyć bolesławicką ceramikę, muszą to zrobić sami, własnymi siłami i z własnych funduszy. Liczba przeszkód organizacyjnych i rozwojowych w zakładach państwowych potrafiła zniechęcić każdego. Zresztą, w wielu jest taka do dziś.
Co kazało wspólnikom wierzyć, że osiągną sukces?
Zainspirowała ich pani Irena Heise, Polka, która wyszła za mąż za Niemca, a pod koniec lat 80. przyjechała do Bolesławca, odgrzebała w muzeum tutejsze wyroby i postanowiła produkować je na skalę przemysłową, a potem sprzedawać Niemcom. Przekonała tatę i pana Smoleńskiego, że ta inwestycja się zwróci. Rzeczywiście, z roku na rok firma rozwijała się coraz lepiej, a prawie 100 procent produkcji z naszego zakładu w Tomaszowie Bolesławieckim, położonym 8 kilometrów od Bolesławca, szło do magazynu pani Heise pod Hannoverem i do jej sklepu w Berlinie.
Berlin skupował całą produkcję?