Łatwo jest deklarować miłość do klubu, malować twarz, nosić szalik, polubić na Facebooku, nawet przyjść na mecz. Za bilet jest gotowych zapłacić wielu, bo w zamian dostaną rozrywkę i dwie godziny sportowych emocji.
Najwięksi prześcigają się w zapewnianiu, jak wielu mają fanów, budują kluby kibica, bo to się może przełożyć na negocjacje ze sponsorami, ekspozycję w mediach i ewentualną gotowość telewizji do przeprowadzenia transmisji.
Fikcyjne konta
A jeśli klub wpada w kłopoty, traci sponsora i jest na krawędzi bankructwa? Jeśli prokuratura zaczyna badać wątek wyprowadzania pieniędzy i fałszowania podpisów pod kontraktami? Czy w tej sytuacji kibice zdobyliby się na pomoc i realne wsparcie? W Czarnych Słupsk właśnie taką sytuację przećwiczyli i w najczarniejszych (nomen omen) dniach dostali nową energię.
Cios przyszedł, kiedy nikt się go nie spodziewał. Drużyna od kilku sezonów zajmowała czołowe miejsca w Polskiej Lidze Koszykówki (PLK), sezon 2015/2016 skończyła na trzecim miejscu.
W zespole zostali najważniejsi zawodnicy, a prezes Andrzej Twardowski mógł ogłosić podpisanie nowej umowy z potężnym sponsorem – grupą Energa, która od wielu lat wspierała klub. Wszystko zdawało się iść w dobrą stronę, nawet budowa nowej hali, bo Czarnym przydałby się nowoczesny obiekt z prawdziwego zdarzenia.