Rz: Stomil to taka kobieta, którą kocha się mimo wszystko, nawet jeśli nie zawsze jest fair?
Janusz Bucholc: Ciekawe porównanie. Stomil rzeczywiście jest taką trudną miłością, nie wszystko jest w niej do końca poukładane, ale zawsze się do niej wraca. Chociaż na pewno nie mogę powiedzieć, że Stomil mnie zdradził, bo kiedy po roku wróciłem z Wigier Suwałki, przyjęto mnie z otwartymi ramionami. Prezesi złożyli dobrą propozycję, szanujemy się. Ale wiadomo, że te ogromne zawirowania organizacyjne z przeszłości odcisnęły swoje piętno i człowiek podchodzi do tej miłości z większym dystansem. Wierzę jednak, że teraz będzie już tylko lepiej.
Ma pan 32 lata. Czuje, że już zestarzeje się z tą kobietą?
Raczej tak. Wybudowałem dom, mam poukładane życie, trenuję też dzieci w akademii, co jest dla mnie niezwykle istotne. Chcę zostać trenerem, robię papiery i wierzę, że Stomil będzie częścią mojej przyszłości. Oczywiście pod warunkiem, że to wszystko będzie odbywać się na normalnych warunkach. Ale od kiedy wróciłem, faktycznie widzę, że z każdym dniem klub robi postępy, pewne rzeczy wyglądają inaczej, niż gdy odchodziłem stąd rok temu.
Jest pan kapitanem, chce być trenerem, czyli w dalszym ciągu będzie pan musiał gasić pożary w zespole...