Kiedy teść zakładał firmę w Lejkowie, pracowałem w banku w Poznaniu, moja żona w firmie niemieckiej. Teść przekonał nas, że warto wrócić nad morze i założyć gospodarstwo rybackie. Daliśmy się skusić, kupiliśmy ziemię w Zielenicy i wybudowaliśmy własne stawy. Po śmierci teścia zostaliśmy z dwoma gospodarstwami w Lejkowie i w Zielenicy i obydwa dzisiaj prowadzimy.
Jakie były przełomowe momenty w historii państwa firmy?
Jednym z nich było pojawienie się możliwości skorzystania z funduszy unijnych. Zawiązała się wówczas Darłowska Grupa Rybacka. Byłem jej członkiem-założycielem, przez trzy lata prezesem, teraz jestem w zarządzie i odpowiadam za rybaków śródlądowych. Za pieniądze z Brukseli wybudowaliśmy małą wędzarnię, zakład patroszenia ryb, zapewniliśmy opiekę weterynaryjną, nadzór, kontrolę i surowca, i powierzchni. Pieniądze, które spłynęły z Grupy Rybackiej, pozwoliły zatrudnić pierwsze trzy osoby, otworzyć zakład, kupić mały samochód chłodnię. Zaczęliśmy też wędzić pstrągi, patroszyć je i rozglądać się za odbiorcami w Polsce. Wcześniej cała nasza produkcja była sprzedawana w Niemczech.
Wydawałoby się, że cała produkcja sprzedawana za granicą jest oznaką sukcesu firmy?
Chcieliśmy zaistnieć w Polsce. I była to dobra kolej rzeczy, bo rynek niemiecki jest niesłychanie konkurencyjny. Wymusił na nas jakość produktu i pracy. Kiedy weszliśmy na polski rynek, towar, który dostarczaliśmy do restauracji i hoteli, okazał się zaskoczeniem. Restauracja, która zamawia u nas ryby do godziny 15, otrzymuje je przed 12 następnego dnia. Klient w Warszawie, we Wrocławiu czy w Zakopanem dostaje rybę, która 24 godziny wcześniej pływała w wodzie. W Dolinie Kłodzkiej, w okolicach Nowego Targu nasze ryby są sprzedawane jako pochodzące z górskiego potoku, bo dzięki warunkom środowiskowym rzeczywiście tak jest. Woda źródlana przez cały rok ma taką samą temperaturę – 8 stopni. Latem się nie ogrzewa, zimą nie zamarza. Dzięki temu możemy hodować ryby o stałej jakości. Oczywiście taki model produkcji wymaga odpowiedniej logistyki, urządzeń do stopniowego schładzania ryb i pakowania ich w specjalne pojemniki próżniowe, w suchy lód. Surowiec, jaki dostarczamy do restauracji, jest pierwszej jakości.