W co pan będzie inwestował przy takim ruchu?
Przede wszystkim w terminal, który stał się już za ciasny, płytę postojową, zapewne również w drogę kołowania. Nasze lotnisko kosztowało tylko 100 mln euro, w tej branży nie są to duże pieniądze, bo przecież tyle kosztuje samolot. Za te środki wybudowano niezbędne minimum do obsługi samolotów i pasażerów. I bardzo dobrze, bo nie zmarnowano ani grosza, przeinwestowując w zbędną infrastrukturę. Ale wraz ze wzrostem ruchu rosną potrzeby inwestycyjne. Na przyszły rok w tym obszarze sięgają 15 mln zł i wiążą się głównie z rozbudową terminalu i parkingów.
Gdzie pan widzi największe możliwości rozwoju?
Widzimy cztery rodzaje działalności. Oprócz ruchu rozkładowego także czartery. W naszym wypadku to trudny temat, ponieważ czartery to wyjazdy wakacyjne wymagające zasobniejszego portfela. Region generuje też duży przyjazdowy ruch czarterowy. W tej chwili jest on obsługiwany na innych lotniskach, a my chcemy o niego powalczyć. Planujemy też rozwój cargo w zakresie odpraw transgranicznych na Ukrainę i usług serwisowych – remonty i przeglądy. Na tym też można zarobić. Jednocześnie staramy się pozyskać nowe połączenia. Na konferencji World Routes 2017 w Barcelonie rozmawialiśmy z kilkunastoma potencjalnymi partnerami. Jeszcze parę lat temu cieszyliśmy się z każdego potwierdzonego spotkania. Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej. W obszarze naszego zainteresowania jest 12–15 przewoźników, z którymi chcemy rozmawiać, i nikt nam nie odmawia. Powiem więcej. To linie lotnicze zapraszają nas na rozmowy. Zaistnieliśmy w świadomości i jesteśmy identyfikowani na mapie Europy. Branża wie, jak pracujemy i skąd pochodzą nasi pasażerowie, zna jakość obsługi naziemnej, a pytania dotyczą m.in. o opóźnień i zagrożenia zderzeniami z ptakami. W ciągu ostatnich pięciu lat sytuacja naszego portu diametralnie się zmieniła: do największych sukcesów należy zaliczyć utworzenie bazy Wizz Air, jak również uruchomienie połączeń do Tel Awiwu i Kijowa. Nie spodziewaliśmy się, że Lublin stanie się małym punktem przesiadkowym, który połączy trzy lotniska: w Londynie, Kijowie i Tel Awiwie. Okazało się, że oferta Wizz Air na tych trasach z przesiadką w Lublinie jest dla podróżnych bardzo korzystna.
Jak zachęca pan przewoźników, żeby otworzyli połączenia z Lublina?
Mówimy o Lubelszczyźnie i tłumaczymy dlaczego warto do nas przylecieć. Lotnisko jest jedynie przystankiem w podróży. Prezentujemy więc dane gospodarcze, potencjał inwestycyjny w regionie, jak działa strefa ekonomiczna. Mówimy także o tym, że firmy, które tutaj funkcjonują, wyraźnie powiększają swoje zakresy działalności. Na przykład niemiecka firma ABM Greiffenberger Polska, produkująca silniki elektryczne, postanowiła znacząco rozbudować fabrykę. W jej przypadku codzienne połączenie Lublin–Monachium powoduje, że łatwiej i szybciej można dostać się samolotem z centrali do zakładu w Lublinie niż samochodem do najbliższego zakładu w Niemczech. Mówimy również o atrakcjach turystycznych, o powstających hotelach, bo dotychczas był to słaby punkt Lublina. Wskazujemy także, jakie zachęty przygotowała Lubelszczyzna dla przyszłych inwestorów. Atutem samego Lublina są uczelnie wyższe, na których studiuje prawie 80 tys. studentów. A to z kolei oznacza duży potencjał dla pozyskania wykwalifikowanej siły roboczej.