Jarosław Kilian zaprosił Pieśń Kozła do Teatru Polskiego i Grzegorz Bral zaproponował, że poprowadzi jednodniowe warsztaty dla aktorów naszego teatru. Poszedłem z ciekawości i oniemiałem. Zobaczyłem to, czego szukałem zawsze w teatrze i nigdy dotąd nie znalazłem. Takie podejście do pracy aktora, takie myślenie o teatrze, taki rodzaj zespołowości, ciągłe samodoskonalenie się, poznawanie własnych możliwości. Codzienna podróż w głąb siebie. To było objawienie. Spektakl, który był rodzajem transu zarówno dla aktorów, jak i dla widzów.
Ta ciągła potrzeba poznawania własnych możliwości chyba towarzyszy panu nadal. Stąd udział w „Tańcu z gwiazdami", „Jak oni śpiewają" czy ostatnio „Twoja twarz brzmi znajomo".
Kiedy wybierałem się do szkoły teatralnej, aktorów w wywiadach pytano o sens życia, o cele sztuki, o dogłębną analizę losu ludzkiego poprzez twórczość teatralną itp., a kiedy kończyłem szkołę teatralną, aktorzy pytani byli o to, jakich kremów używają, jaką zupę lubią najbardziej i dokąd jeżdżą na wakacje. Odnalezienie się w tym nie było łatwe. Ciągle powtarzam sobie, że istotą aktorstwa jest pełna gotowość, by każdego wieczora być na scenie kimś zupełnie innym.
Ale i ciągle inwestować w siebie.
Tak. Tego typu produkcje dają wielką możliwość indywidualnego rozwoju. W „Jak oni śpiewają" moją trenerką była świetna wokalistka jazzowa Anna Stępniewska, od której wiele się nauczyłem, mierząc się co tydzień z innym gatunkiem muzycznym. „Taniec z gwiazdami" to chyba najtrudniejsze, najbardziej wyczerpujące zadanie zawodowe, którego się podjąłem. „Twoja twarz brzmi znajomo" to z kolei wielkie wyzwanie aktorskie, ale też w pewnym sensie edukacyjne, bo o istnieniu niektórych wykonawców nie miałem wcześniej pojęcia.