Mniej karpia z polskich stawów

Wielkopolska zajmuje drugie miejsce w kraju pod względem produkcji karpia – podkreśla Marek Trzcieliński, prezes Związku Producentów Ryb.

Publikacja: 03.12.2017 21:00

Rz: Końcówka roku, a w szczególności okres przed Bożym Narodzeniem, to czas karpiowych żniw. To będą dobre żniwa?

Marek Trzcieliński: Po rozmowach z producentami ryb szacujemy, że w tym roku karpia z polskich hodowli może być około 30 proc. mniej niż przed rokiem. Wynika to z tego, iż rybacy dysponowali mniejszą ilością materiału zarybieniowego na wiosnę. Przedłużająca się zima, zimny maj i chłodny lipiec spowodowały mniejsze przyrosty ryb. Duża część z nich nie osiągnęła minimalnej wagi handlowej – szczególnie przy produkcji karpia handlowego z narybku. Dodatkowo w całej Polsce w gospodarstwach rybackich wystąpiły liczne ubytki w obsadach.

Taniej niż w zeszłym roku nie będzie?

Wszystko wskazuje na to, że będzie drożej.

Polscy producenci muszą jeszcze konkurować z tańszym karpiem z importu. Ile musiałby kosztować kilogram krajowego karpia, by mówić o opłacalności hodowli?

Koszty produkcji karpia kształtują się w każdym gospodarstwie rybackim inaczej. Generalnie opłacalność produkcji spada. Żeby można było mówić w bieżącym roku o opłacalności, musielibyśmy w hurcie uzyskiwać 12–13 zł za kilogram. Ten pułap cenowy jest jednak najczęściej trudny do osiągnięcia.

Przez lata karp był rybą sezonową, o której konsumenci przypominali sobie niemal wyłącznie przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Dziś statystyczny Polak wciąż zjada mniej karpia niż statystyczny Czech czy Węgier, jednak – jak twierdzą obserwatorzy karpiowego rynku – dynamicznie zmieniają się preferencje konsumenckie. Już około jednej trzeciej udziałów w sprzedaży ma w Polsce karp przetworzony.

W kalendarzu producentów i konsumentów karpia wciąż najważniejsze miejsce zajmują okolice Bożego Narodzenia. Wówczas producenci lokują na rynku ok. 80 proc. swojej rocznej sprzedaży karpia. 20 proc. trafia na rynek w pozostałych miesiącach roku.

Karp to wciąż najchętniej hodowana w Polsce ryba słodkowodna. Ma niemal 50-proc. udziały w polskiej akwakulturze. Coraz częściej jednak miejsce karpia na wigilijnym stole zajmują inne ryby słodkowodne – pstrąg tęczowy, którego udziały w hodowli szacowane są na niemal 40 proc., szczupak, sandacz albo potrafiący żyć w dwóch środowiskach jesiotr. Czym karp obroni swoją pozycję na świątecznym stole? Ceną?

Zakładamy, że jeszcze przynajmniej jedno pokolenie nie odstąpi od tradycji spożywania karpia na święta Bożego Narodzenia. Liczy się nie tylko cena. Karp z ekologicznej hodowli, wymagającej reżimu technologicznego broni swojej pozycji na wigilijnym stole właśnie tradycją, a przede wszystkim smakiem i walorami zdrowotnymi.

Dr Andrzej Lirski z Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie informował na niedawnej Jesiennej Konferencji Rybackiej, że Polska dysponuje największym rynkiem karpia w Unii Europejskiej, szacowanym w ostatnich latach na około 25 tys. ton. Jakie udziały w nim ma polski karp?

W ubiegłym roku polscy producenci sprzedali łącznie około 18 tys. ton polskiego karpia.

Jakie udziały w krajowej produkcji ma Wielkopolska?

Województwo wielkopolskie jest ważnym obszarem na mapie hodowli karpia w Polsce. Zajmuje drugie miejsce – po województwie lubelskim – pod względem wielkości produkcji. Według danych Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie w ubiegłym roku z wielkopolskich stawów na rynek trafiło ponad 2 tys. ton karpia. Oznacza to, że co dziesiąty karp na polskim stole pływał w wielkopolskich stawach. Województwo wielkopolskie zajmuje trzecią pozycję – po lubelskim i dolnośląskim – pod względem powierzchni przeznaczonej pod hodowlę karpi.

Zapewne między innymi ze względu na znaczenie regionu w hodowli to właśnie w Poznaniu ma siedzibę związek, którego jest pan prezesem...

Działamy na podstawie przepisów ustawy z 1982 roku o społeczno-zawodowych organizacjach rolników – jesteśmy jedyną organizacją rybacką, która posiada ustawowy status przedstawicielstwa producentów ryb wobec organów państwa. Zrzeszamy producentów ryb z obszaru całej Polski: reprezentujemy przynajmniej 50 proc. znaczących producentów karpi i przynajmniej 70 proc. producentów jeziorowych. Tylko z obszaru Wielkopolski należy do nas ok. 50 producentów.

Producenci na co dzień zmagają się z naturą – wysokimi stanami wód po opadach, pogodą, a także m.in. z drapieżną działalnością kormoranów, które od kilku lat są pod ochroną, a jeden osobnik potrafi zjeść ok. pól kilograma ryb dziennie...

To rzeczywiście problem, choć nie jedyny. Straty powodują nie tylko ptaki, ale też inne zwierzęta paszo- i rybożerne. Bobry niszczą groble. Według naszych obliczeń, wszystkie te zwierzęta powodują straty w gospodarstwach rybackich w wysokości około 127 mln zł rocznie.

Te enklawy wodnej przyrody na obszarach ochronnych Natura 2000, powstałe dzięki hodowlom, obligują rybaków do stosowania tradycyjnych metod. To dlatego organy Unii Europejskiej zatwierdziły kontynuację programów wodno-środowiskowych w polskiej akwakulturze, przeznaczając na to 92 mln euro w ramach programu operacyjnego „Rybactwo i morze 2014-2020".

Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej chce zmniejszyć tę pulę o 45 proc., przesuwając część tych środków na wsparcie rybaków morskich, a przez jakiś czas mówiło się nawet o zagrożeniu odebrania nam całej puli. Jeśli dołożyć do okrojenia tej kwoty wciąż wysokie czynsze dzierżawne obiektów należących do Skarbu Państwa i rozpoczęcie obowiązywania w przyszłym roku znowelizowanego prawa wodnego, wprowadzającego opłaty za pobór wody na stawy – obciążenia staną się naprawdę duże. Brakuje pieniędzy na inwestycje.

Jak reaguje na to wasze środowisko?

Dziś producenci są zrzeszeni w wielu stowarzyszeniach, towarzystwach i organizacjach. Od pewnego czasu w środowisku rybackim dąży się do konsolidacji – stworzenia federacji lub innej formy porozumienia, która mogłaby występować jednym głosem we wspólnych, rybackich sprawach. Ostatnie wydarzenia, czyli nowelizacja prawa wodnego oraz próba całkowitego zabrania rybakom należnych im rekompensat wodno-środowiskowych pokazały, że jest to absolutnie konieczne.

Jaka przyszłość rysuje się przed producentami ryb słodkowodnych?

Branża rybacka przez ostatnie lata miała wiele trudnych okresów, jednak radziła sobie z nimi. Dziś niepokój budzą doniesienia o tym, że pierwsze gospodarstwa ogłaszają upadłość.

Rz: Końcówka roku, a w szczególności okres przed Bożym Narodzeniem, to czas karpiowych żniw. To będą dobre żniwa?

Marek Trzcieliński: Po rozmowach z producentami ryb szacujemy, że w tym roku karpia z polskich hodowli może być około 30 proc. mniej niż przed rokiem. Wynika to z tego, iż rybacy dysponowali mniejszą ilością materiału zarybieniowego na wiosnę. Przedłużająca się zima, zimny maj i chłodny lipiec spowodowały mniejsze przyrosty ryb. Duża część z nich nie osiągnęła minimalnej wagi handlowej – szczególnie przy produkcji karpia handlowego z narybku. Dodatkowo w całej Polsce w gospodarstwach rybackich wystąpiły liczne ubytki w obsadach.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break