Pytanie brzmi więc: czy Polska jest przygotowana na wielką wodę, która może zaatakować nie tak jak 21 lat temu na początku lipca, ale już wiosną? Odpowiedź jest niestety negatywna. Kolejne polskie rządy nie wyciągnęły wniosków z tego, co działo się na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie w 1997 r.
Dziś władze Opola przekazują 31 mln zł na przebudowę tzw. Polderu Żelazna. Konstrukcja ma 100 lat i jest w katastrofalnym stanie. Całość inwestycji ma kosztować 100 mln zł. Za trzy lata Opole ma być całkowicie zabezpieczone przed powodzią.
A co będzie, jeżeli powódź przyjdzie w tym roku, a może w następnym? Takie pytania są aktualne nie tylko na Opolszczyźnie, ale także na Dolnym Śląsku, Żuławach czy południu Polski. Wszędzie tam przeciekają wały, zbiorników retencyjnych jest za mało, a konstrukcje ochronne pamiętają jeszcze pierwszą wojnę światową.
Przyroda już niejeden raz pokazała, jak szybko potrafi sobie poradzić z takimi zaniedbaniami człowieka. Miliardy wydane na nowe drogi, domy i parki mogą zostać w kilka dni zmyte z powierzchni ziemi. Czy i wtedy znajdzie się jakiś „odważny wysoki urzędnik", który wzorem pewnego premiera sprzed lat powie ludziom, który stracą cały dobytek, że trzeba się było ubezpieczać?