W zeszłym roku kupiłem 80 autobusów, w tym kolejnych 50. Są to autobusy przegubowe i elektryczne.
Skąd na to wszystko pieniądze?
Nie mam problemu z pieniędzmi.
Rzadko się słyszy taką deklarację z ust samorządowca.
Jeśli już, to mam kłopoty z wydaniem pieniędzy. Teraz przymierzamy się do budowy jednej ulicy. Chciałem nią domknąć wewnętrzną obwodnicę miasta. Mam na to 450 mln zł. Tyle że protestują ludzie i ekolodzy.
Podobno także wojewoda nie chciał się zgodzić na tę inwestycję.
Tak. Rozmawialiśmy, wszystko było w porządku, a później dostałem uzasadnienie, że ktoś umarł i rodzina podzieliła majątek, w tym potrzebną pod budowę działkę. Przez to nie dali nam zezwolenia na realizację inwestycji.
Ile w tym roku przeznaczycie na inwestycje?
700 milionów złotych.
Macie pieniądze i je wydajecie? Czy jak w przypadku wielu innych miast, deklarujecie w budżecie ogromne środki na inwestycje, a potem udaje się z tego zrealizować np. 50 proc.?
U mnie jest specyficzna sytuacja. Miasto Rzeszów było tak ciasne, jak i Warszawa: 3 tys. osób na km kw. Nie mieliśmy gdzie realizować inwestycji. Wtedy podjąłem decyzję, żeby rozszerzać granice. Mieliśmy 53 km kw., a dołożyliśmy 66 km kw. Jest gdzie budować i jest gdzie wydawać.
Ale były protesty przeciwko powiększaniu Rzeszowa, tak samo jak w Opolu czy Zielonej Górze. Takie działania nie zawsze są jednoznacznie oceniane.
Spójrzcie panowie do badań, które przeprowadził Uniwersytet Rzeszowski. Z miejscowości, które zostały włączone, 93 proc. ludzi jest zadowolonych, że do tego doszło. Młodzież to nawet w 100 proc. Zapraszają mnie okoliczne wioski na spotkania. Ostatnio przyszło 200 osób i podjęli decyzję, że będą głosować tajnie, kto jest za włączeniem do Rzeszowa. 170 osób było za. W drugiej miejscowości na 80 osób 62 osoby głosowało za, kilka się wstrzymało. Dobrze, że mam tereny. Powstają na nich fantastyczne osiedla. Budujemy szkołę. Za jedną z już działających dostaliśmy nagrodę dla najlepszej szkoły w Unii Europejskiej. Pełna informatyzacja i architektura zupełnie inna niż tradycyjnej szkoły.
Jesteście też numerem jeden w Unii pod względem liczby studentów w przeliczeniu na mieszkańca...
Zgadza się. Drugim miastem jest Santiago de Compostela w Hiszpanii.
Jak to się udało, w takim mieście na rubieży?
Tylko z Warszawy tak to wygląda.
Jestem skłonny uwierzyć w to, że w Rzeszowie dobrze się mieszka i żyje. Ale to miasto leży tam, gdzie leży.
My tego nie czujemy.
Problemu imigrantów też nie czujecie?
Pracuje u nas dużo Ukraińców i nie ma żadnego problemu. Wprost przeciwnie – chcemy, żeby u nas byli.
Macie jakieś specjalnie programy, które mają integrować imigrantów? Nie tylko Ukraińców?
Spotykam się z nimi. Rozmawiałem np. ze studentami z Afryki. Dajemy studentom bilety na przejazd autobusami za darmo. W Rzeszowie w ogóle nie ma problemu narodowościowego.
Urząd miasta robi badania, ilu Ukraińców mieszka i pracuje w Rzeszowie?
Nie mam takiej informacji. Wiemy, że uczy się w Rzeszowie ponad 2 tys. Ukraińców.
Stworzenie Doliny Lotniczej pomogło miastu?
Pierwsza przyszła niemiecka firma MTU, produkująca silniki lotnicze. Był wtedy temat sprzedaży terenów, które należały do miasta. Zależało mi na tym, żeby inwestor mógł je dostać jak najtaniej. W końcu się dogadaliśmy. Potem przyszła kanadyjska firma Heli One, która remontuje helikoptery. Pytałem ich jakich potrzebują zawodów: tokarzy, szlifierzy, spawaczy, monterów? Ja zakładam klasy, a oni budują fabrykę.
Główna strefa jest przy lotnisku, ale zbudowałem kolejną. Stoją same budynki z blachy, otoczone morzem samochodów. Współpracujemy dziś z całym światem.
W jaki sposób?
Ostatnio byłem w Rotterdamie, miałem spotkania związane z autobusami autonomicznymi. Poza tym mocno włączyliśmy się w uruchomienie połączenia Rzeszów–Tel Awiw. Czynię starania, żeby wyremontować synagogi. Żydzi będą mogli przyjeżdżać, modlić się, ale zostawią też przy tym pieniądze.
Opowiada pan historię otwartego miasta, nie tylko na studentów. Nie słyszy się też, żeby w Rzeszowie miały miejsce jakieś niepokoje na tle narodowościowym. Jest jakiś klucz do tego, żeby zjednoczyć mieszkańców?
Przy tworzeniu budżetu idę do mieszkańców wszystkich dzielnic i rozmawiam. Ludzie zgłaszają mi zazwyczaj małe inwestycje, zrobienie kawałka chodnika czy postawienie lampy. Takich spotkań mam niesamowicie dużo. To zbliża samorząd do mieszkańców.
A jaki ma pan plan na następną kadencję?
Postawić na zakłady pracy i rozwój uczelni. Szpital mamy swój, chcemy do niego wprowadzić robota da Vinci. Podobny jest we Wrocławiu. To trudny temat, bo nie ma dofinansowania z funduszy unijnych. Jednak mój szpital nie ma dziś ani grosza długu. Dokładamy do tej placówki. Szpitale marszałka mają prawie 200 mln zł długu.
Mówi pan dużo o inwestycjach. W całej Polsce widać zaś duży problem wzrostu kosztów inwestycji infrastrukturalnych, a firmy budowlane nie mają ludzi. Nie obawia się pan tego?
My prowadzimy rady budowy, które nadzorują cały proces inwestycyjny. Dlatego nie widzę zagrożenia dla inwestycji. Poza tym jestem elastyczny. Działam w zależności od sytuacji, nie ściśle według przygotowanego na cały rok planu. Czasem przychodzą do mnie ludzie, bo coś potrzebują pilniejszego. Decyzje podejmuję szybko.
Muszę jednak podkreślić, że gdyby nie było pieniędzy unijnych, realizowalibyśmy zaledwie 45-48 proc. inwestycji.
Czy samorządy odczują planowane powiązanie wypłat funduszy unijnych z praworządnością?
Niepokoi mnie, że pojawiają się głosy o wyjściu z Unii Europejskiej. Podobnie jak sprawa, o którą pan pyta.
Z drugiej strony mówi pan, że z obecnym rządem współpracuje się tak dobrze jak z innymi.
Mówię o drobnych sprawach, na poziomie operacyjnym. Moje sprawy w stosunku do krajowych są małe. Te sprawy się załatwia, bo jest tutaj ogromna przychylność władz.
Jakieś przykłady?
Budowałem most, kosztorys 200 mln zł. W ministerstwie mówili, że dadzą 50 mln zł. Ostatecznie rząd dołożył mi 167 mln zł. Most powstał w 13 miesięcy.
Co się panu najbardziej udało w ciągu tych czterech kadencji?
Najbardziej udana rzecz to fakt, że ludzie identyfikują się z miastem. Chwalą się nim. Jak przyjeżdżają do nich rodziny, to wsiadają w samochód i pokazują im miasto. Być może wstydzili się tego miasta kiedyś, ale w tej chwili się nim chwalą. To jest najważniejsze. Zorganizowałem nawet autobus, który w soboty jeździ po mieście i pokazuje nowe dzielnice.
A największa porażka?
Miałem plan, żeby poszerzyć granice miasta o 100 proc. Udało się nawet ponad 100 proc., ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Tutaj nie udało mi się jeszcze wszystkiego osiągnąć.
Rzeszów mój widzę ogromny?
Bezwzględnie.
Czy charakterystycznym punktem tego ogromnego Rzeszowa będzie w przyszłości pomnik Czynu Rewolucyjnego?
Uważam, że pomnik powinien zostać. Młodzież też chce, żeby został. Jednak wszystko wskazuje, że zostanie wyburzony.