Nie wszyscy, oczywiście, ale przecież bądźmy sprawiedliwi, też nie wszyscy żołnierze Wielkiej Armii zostawali marszałkami Francji. Wielu jednak się udawało. I to jak udawało – spośród 26, którym cesarz nadał najwyższą wojskową godność, trzech wywodziło się z plebsu..
Dzisiaj urodzenie nie przeszkadza już w drodze na szczyt, za to przyspiesza go partyjna legitymacja. Ostatnio wręcz otwiera ona drogę do kariery. Takiej choćby, jakiej doświadcza w ostatnich latach Daniel Obajtek, drzewiej, gdy jeszcze Polska była w ruinie, wójt gminy Pcim, nie największej w naszej ojczyźnie i raczej niebędącej symbolem jakiegoś gigantycznego sukcesu czy renomy. Okazuje się jednak, że władając nawet nie największą gminą można w niespełna trzy lata zostać prezesem największej polskiej spółki, czyli – nie ma w tym krzty przesady – prawdziwym marszałkiem polskiej gospodarki. Kariera, którą można porównać jedynie do dokonań marszałka Jeana Lannesa, jednego z ulubieńców Napoleona. Życiowy szlak księcia Montebella znaczyły bitwy pod Arcole, egipskim Abukirem, Marengo i Austerlitz, a drogę prezesa Obajtka znaczą bitwy staczane z peeselowsko-peowskimi złogami w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Enerdze.
Marszałkowskie kariery innych wywodzących się z PiS samorządowców nie są może aż tak spektakularne, ale też godne uznania. Całkiem dosłownego uznania, co widać w niedawno opublikowanych oświadczeniach majątkowych samorządowców. Liczby robią wrażenie. Nie jest wprawdzie, jak zapowiadał prezes Kaczyński „dużo, dużo skromniej" niż za czasów tych, co to na pasku obcego kapitału wiedli Polskę na zatracenie, ale za to jest godnie. Władza, jak wiadomo, nie może być dziadowska, bo władzy dziadowskiej nikt nie szanuje. A szacunek być musi. Roczne dochody w granicach 300, a już zwłaszcza 700 tysięcy zł szacunek budzą.
Nie przepadam za zaglądaniem ludziom do portfeli, ale... Wielu radnych Prawa i Sprawiedliwości swoje dochody zaczęło w ostatnich latach czerpać z zasiadania we władzach notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych spółkach Skarbu Państwa. Mniejsza o nazwiska, nietrudno znaleźć, ale być może to jedna z przyczyn, że wielkość dywidendy wypłacanej przez te spółki gwałtownie w ostatnim czasie topnieje. KGHM nie wypłaci w tym roku akcjonariuszom nawet złotówki. Inna wielka spółka PGNiG jest bardziej rozrzutna, bo zapowiada 2,5-procentową dywidendę, choć analitycy spodziewali się znacznie wyższej. Żeby już nie bawić się w wymienianki. Stopa dywidendy dla spółek z indeksu WIG20 – to właśnie w nim ujęta jest większość spółek Skarbu Państwa – wyniesie w tym roku 2,3 proc. To najniższy poziom od trzynastu lat. Jeszcze w 2013 roku stopa dywidendy była z górą dwukrotnie wyższa i oscylowała wokół 5 proc. Inwestorem w każdej z tych spółek może zostać każdy Polak, nie każdy z nas może natomiast zostać hojnie wynagradzanym samorządowcem PiS. Chociaż właściwie? W końcu każdy Polak może się przecież do tej partii zapisać, więc...
Zastrzegam – nie wszyscy samorządowcy wywodzący się z „biało-czerwonej drużyny" są tak hojnie wynagradzani. A że niektórzy? „Sytuacja jest rewolucyjna. Trwa głęboka zmiana w Polsce i w trakcie rewolucji mają miejsce działania także nie do końca sprawiedliwe" – tłumaczył tę sytuację Stefan Pastuszewski, bydgoski radny PiS.